Episode 04. (Two sides of History)

Lunch. I nagle wszyscy się gapią. Patrzą, co jesz, jak jesz i ile jesz. Z kim siedzisz, rozmawiasz. Na kogo patrzysz i do kogo się uśmiechasz. Witamy w Chamblee High School! Tu nikt nigdy nie przestaje zwracać uwagi na drugą osobę. A już na pewno nie spuszczają z oczu osób należących do elity. Jak zwykle szkoła serwowała wszystko co najlepsze. I w taki oto sposób zamiast brei na talerzu, wzięłam kanapki pakowane w plastikowe opakowania. Przynajmniej miałam pewność, że były świeże i widać było gołym okiem, co się w nich znajdowało.
- Powiesz, co to było wczoraj na biologii? – spytała Brandy, kiedy siedziałyśmy już przy stoliku razem z Crystal, czekając na chłopaków. Polly gdzieś zniknęła, ale nie zamierzałam się martwić o swoją młodszą siostrę. Miałam pewność, że nic jej tutaj nie groziło, bo przecież gdyby ktokolwiek coś jej zrobił, musiałby tłumaczyć się przede mną. I resztą…
- Po prostu źle się poczułam, nie wyspałam się – wzruszyłam ramionami i odpakowałam pudełeczko, wyciągając jedną z kanapek.
- Cherry, to nie wyglądało jak…
- Crystal, proszę cię. Nie zgrywaj mojej matki. Ze zmęczenia ma się różne odpały.
- Jak chcesz. – Spojrzałam na nią w momencie, kiedy otworzyła puszkę z colą i upiła odrobinę napoju. Westchnęłam i wgryzłam się w kanapkę.
- Doszły mnie słuchy, że nowe plotki pojawiły się już na starcie… - zaczęła Brandy, która teraz była jakaś niepewna swoich słów, a przecież zawsze była tak bardzo wyszczekana. Przeżułam wszystko szybko, po czym spojrzałam na nią, czekając na ciąg dalszy.
- Ten nerd…Robert…
- Co z nim?
- Wiem, że rozniósł po szkole, że zemdlałaś. Ale. Katie ubarwiła tą wiadomość. Uważają, że spałaś z facetem od matematyki i dlatego zdałaś. No i wpadłaś z nim. Stąd omdlenie i te dziwne fazy. Jest jeszcze druga wersja, ćpasz – powiedziała to na jednym wdechu, a moja mina robiła się coraz głupsza. Serio, nie mieli nic ciekawszego do wymyślenia?
- Musi być coś jeszcze, bo moja urocza siostra, powiedziała mi, że nie jestem tak zła, jak inni myślą. I właściwie przez cały angielski się zastanawiałam, o co chodziło.
- No cóż. Może po prostu usłyszała, że jej siostra jest doszczętnie złą suką? – Brunetka parsknęła śmiechem, a ja ponownie wgryzłam się w kanapkę.
- To może mieć sens. W końcu jak cię widzą, tak cię piszą – wtrąciła Crystal i sama zajęła się swoimi kanapkami. W przeciwieństwie do mnie wzięła wersję z szynką.
- Trudno. Ale wydaje mi się, że mój skarb będzie musiał się zająć tą głupią blondynką – westchnęłam i uśmiechnęłam się szeroko na widok Louisa. Kiedy wszystko zostało jako tako ogarnięte, a ja się dowiedziałam podstawowych informacji, zrobiło mi się lżej. Pomachał mi, a ja spojrzałam na Brandy, która już zdążyła podnieść tyłek, żeby polecieć do Williama.
- Czy ona nigdy nie przestanie się zachowywać jak napalona trzynastolatka na swojego idola? – westchnęła Brennan.
- Nie liczyłabym na to. Ale hej. Pozostajemy my dwie. Całkiem normalne. Przynajmniej w miarę możliwości normalne. – Zaśmiałam się. Po chwili po stołówce poniósł się mój śmiech znacznie głośniejszy, kiedy zobaczyłam, jak Thomas wskakuje na plecy Willa. Biedny prawie stracił równowagę i zarył bokiem o blat.
- Co cię tak rozbawiło? – spytał Louis po trzech minutach, kiedy w końcu dotarł do mnie ze swoją tacą, na której. Ej, skąd on wziął ziemniaki i mięso?
- Skąd to masz? – spytałam, marszcząc brwi w niezrozumieniu, patrząc to na niego, to na tacę.
- Ma się znajomości – wyszczerzył zęby i usiadł obok mnie.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że dzielisz się tym na pół?
- No chyba nie.
- No chyba tak.
- Możecie się uspokoić? Boże, jesteście gorsi niż Brandy.
- Crystal, kotku. Spójrz. Liam idzie – powiedziałam, wskazując głową w stronę bruneta, który faktycznie zmierzał w naszą stronę. Brunetka od razu się uśmiechnęła szeroko i zamknęła usta. Brandy natomiast jak małpa wisiała na ramionach Harveya. No cóż, w końcu to od tych zwierząt pochodzimy, tak? Najwyraźniej Thomas miała z nich odrobinę więcej… Zerknęłam na Louisa i nim zdążył wziąć widelec z ziemniakami do ust, pocałowałam go czule. – A teraz dostanę trochę? – spytałam, łapiąc jego koszulkę tylko po to, żeby przyciągnąć go bliżej siebie. I ponownie go pocałowałam na wszelki wypadek, gdyby nie chciał ulec.
- Zastanowię się, Cherry – mruknął, a ja uśmiechnęłam się, lubieżnie oblizując usta. Dobrze jest mieć taki skarb. Ucałowałam po raz kolejny jego usta i sięgnęłam po swoją kanapkę, chcąc ją tak czy siak skończyć.
- Jakie z was urocze dzieci – powiedział William, który podszedł w końcu do nas wraz z Brandy, która dalej na nim wisiała. Boże, gdzie ja żyłam?! Spojrzałam na Crystal i Liama. Siedzieli normalnie, obok siebie, rozmawiając. No chyba nie mówił o nas? Spojrzałam na Louisa w zapytaniu. Dopiero wtedy zauważyłam, jak siedzieliśmy. Jadłam objęta przez jego rękę, z głową opartą o jego ramię. Nie wnikałam nawet w to, kiedy znalazłam się w takiej pozycji. I pomijałam w ogóle fakt, że w moich ustach co chwilę lądował widelec z kawałkami kurczaka i ziemniaków.
- Nie bardziej, niż twoja małpka – wyszczerzył we wrednym uśmiechu zęby Louis.
- Ach. No – westchnął William. Brandy w ogóle nic sobie nie zrobiłam z faktu, że Warr ją obraził. Była zajęta szeptaniem czegoś do ucha blondyna. – Dobra, kocham cię, ale złaź już. Nie zachowuj się tak prymitywnie jak oni.
- Kiedy ja się wcale tak nie zachowuję. Ja po prostu mam na ciebie cholerną ochotę – powiedziała, robiąc smutną minkę. Jednak posłusznie osunęła się po nim w dół, chociaż tuż przed tym zdążyła ucałować jego policzek.
- Załatwimy to później. Gdzie Andrew? – spytał Harvey, siadając na swoim miejscu.
- Mówił, że ma coś do załatwienia – odparł Liam, przerywając rozmowę z Brennan.
- Co on ma do załatwienia podczas lunchu?
- Może w końcu znalazł kogoś do bzykania? – palnął Louis, a mnie aż zrobiło się słabo. Ten palant zawsze chciał moją siostrę. Jej też tu nie było. – Hej, mała, co jest? – spytał, spoglądając na mnie. Cholera. Musiałam zrobić coś z tym, że coraz szybciej mogli się zorientować, że coś nie gra.
- Mam nadzieję, że jednak trzyma chuja w miejscu. Żadna pierwszoklasistka nie zasługuje na niego – mruknęłam wracając do jedzenia. Zapchałam usta kanapką, żeby nie musieć więcej odpowiadać na ich pytania. Nie chciałam mówić o tym, że ten palant średnio raz na tydzień dawał mi się we znaki, trując mi o tym, jak bardzo chciał mojej siostry, przy okazji mi grożąc. Nie mogłam się przecież na niego poskarżyć, bo gdyby miał jakiekolwiek dowody na to, że czasami zdradzałam Louisa, ten by mnie zabił. A ja chyba chciałam jeszcze trochę pożyć na tym świecie.

313
Boję się, że Andrew w końcu jakimś cudem zbliży się do Polly. Wiem, że nie mam prawa mówić jej, z kim może się spotykać, a z kim nie. Ale on od samego początku był zły. Może nie do końca, ale na pewno nie był do mnie przyjaźnie nastawiony. Nie wiem, co ja mu zrobiłam. Jakby miał mi za złe to, że związałam się z Louisem. Ale co go to interesuje? Właściwie w takim wypadku mogłabym uznać, że jest… zakochany w nim? Matko, to chyba najbardziej absurdalna rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Gdyby był gejem, nie kleiłby się do mnie, prawda? A może? Jezu, fuj. Nie. Teraz będę mieć jeszcze gorsze koszmary.

- Cherry? – Oderwałam wzrok od notatnika i zerknęłam na brunetkę po mojej lewej stronie.
- Co jest? – spytałam, zamykając w końcu notesik. Odłożyłam go na brzeg ławki i podrapałam się po szyi. Jak ja nie lubiłam, jak ona patrzyła na mnie w taki sposób.
- Po prostu się zastanawiam czy wszystko z tobą w porządku. Martwię się.
- Nie ma potrzeby się o mnie martwić. Serio. Wszystko jest pod kontrolą. Miałam kiepską noc i jakoś tak po prostu. Już wszystko w normie. – Uśmiechnęłam się do niej ciepło. Chciałam, żeby mi uwierzyła. Nie czułam potrzeby, żeby zamartwiać swoich przyjaciół o tym, że coś było nie w porządku. Zresztą… Okej. Rzeczywistość, w której przyszło nam żyć nie była normalna. Inaczej nie istniałoby coś takiego jak wilkołak. A co jeszcze chodziło po świecie – nie miałam pojęcia i chyba nie chciałam go mieć. Ale to, że śnił mi się ten zaginiony chłopak i chwilę przed zobaczeniem plakatu informacyjnego miałam halucynacje z nim w roli głównej, brzmiało i tak już dość dziwacznie. Nie chciałam uchodzić za stukniętą.
- W razie gdyby coś jednak było nie tak, możesz mi zawsze o tym powiedzieć, wiesz o tym, prawda? – Skinęłam głową. Po chwili odwróciłam się w stronę tablicy, starając się zrozumieć, co mówiła nauczycielka angielskiego. Musiałam się bardziej przyłożyć do nauki, żeby nie zawalić nic na samym starcie. Harrison nigdy tego nie robiła. Musiałam się trzymać swojej zasady. Nikt nie mógł być ode mnie lepszy. Nikt.

317
Czasami mam wrażenie, że nie jestem zbyt dobra dla Louisa. A to jest przykre wrażenie. Mam wyrzuty sumienia, kiedy robię coś nie tak, kiedy doprowadzam do kolejnej zdrady. Ale tylko dlatego, że zdążyłam się do niego przywiązać. To nie jest tak, że kompletnie nic do niego nie czuję. Coś czuję. Nie jest to jednak tak silne jak w jego przypadku. To bardziej przyjaźń, przywiązanie i sentyment. Poza tym, nie oszukujmy się. On jest „bestią”, a ja zwykła dziewczyną, która w gruncie rzeczy nie może się nawet obronić. On by mnie rozszarpał na kawałki, gdybym mu nagle powiedziała, że to wszystko to kłamstwo i tak właściwie to nawet nie jestem pewna, czy kocham go w taki sposób, w jaki powinna kochać dziewczyna chłopaka. Ale z drugiej strony mam potworne wyrzuty sumienia, że nie jestem względem niego do końca szczera. Chciałabym kiedyś poczuć coś takiego, jak czuje Brandy i William czy Crystal i Liam. Zazdroszczę im. Są sobie w pełni oddani. A ja najwyraźniej jestem jednak tak zła, jak opisują mnie ludzie. Co prawda nie można mieć wszystkiego, ale…
Z reguły staram się nie zwracać uwagi na te wszystkie plotki. Wiadomo, one mają na celu zniszczenie zagrożenia. Ale czasami jednak dociera coś do mnie bardziej. Tak jak teraz. Dobrze wiedzieć, że puściłam się z nauczycielem i do tego ćpam. Może nie jestem święta, ale są granice. Nigdy, PRZEnigdy nie tknęłabym mężczyzny o wiele starszego ode mnie. Poza tym to surowo zabronione w Stanach. To łamanie prawa, bo jestem nieletnia. Aż tak popieprzona nie jestem.
Boże. Co ja mam zrobić z Louisem? Pieprzone wyrzuty sumienia. Pieprzony Andrew, przez którego są jeszcze większe, niż być powinny!


Październik.

Od trzech miesięcy chodziliśmy do szkoły. Od trzech miesięcy się nie wysypiałam i prawdę powiedziawszy, miałam tego już po dziurki w nosie. Ostatnio doszło do tego, że zabrałam matce tabletki na sen, bo nie mogłam sobie poradzić z uśnięciem, więc przespałam cały weekend. Na szczęście się nie zorientowała, że coś ubyło z jej apteczki.
Byłam zmęczona tą rutyną. Szkoła, dom, jakiś wypad i tak w kółko. Oprócz moich popapranych snów nie działo się nic. Kompletnie nic. A to już było dziwne. Louis się tylko szarpał co chwilę z chłopakami. A właściwie ostatnio coraz częściej z Andrew. Nie wiedziałam, o co im chodziło, ale nie zamierzałam też w to wnikać. Umywałam ręce od każdej ich sprzeczki i trzymałam się jak najdalej się dało od tego wszystkiego. Chociaż Sharman nie dawał mi żyć i wciąż się upominał o Polly. W sumie bal zimowy był za dwa miesiące. A ja i tak nie pozwoliłam mu się do niej zbliżyć. Mało miał dziewczyn w szkole, które dałyby się pokroić za randkę z nim? To nie, frajer się uparł na moją siostrę, ale po moim trupie, jeśli ją kiedykolwiek tknie. 
Tymczasem zbliżały się półfinały szkolnych zawodów w baseballu. Do tej pory nie wiedziałam, jak nasza drużyna dostała się do półfinałów, bo debile ostatnio opuścili się niesamowicie. Sama nie wiedziałam dlaczego. Na ogół uchodziliśmy za naprawdę dobrą drużynę, tymczasem oni sobie lecieli w kulki po całej linii. Louis chodził naburmuszony, bo jako kapitan nic nie mógł zrobić. Dlatego postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce. Inaczej te ofiary nie dałyby rady przeciwko tak silnym przeciwnikom, jakimi była drużyna z Atlanty.
Było piątkowe popołudnie. Obiecałam mojemu kochanie, że zjawię się na meczu. Zresztą nie tylko ja. Byliśmy tam wszyscy. A Louis i Andrew jako zawodnicy przygotowywali się w szatni. Dobrze, że to u nas rozgrywał się mecz.
Miałam dość nieprzespanych nocy, żeby słuchać jeszcze jojczenia Louisa na temat tego, jak chujowa była jego drużyna. Chłopcy chyba za mało dymali, bo byli kompletnie nie w formie. Zresztą trener, odkąd zaczął się spotykać z naszą nową pielęgniarką, która przyszła na zastępstwo, kompletnie ześwirował i miał ich w dupie. W specjalnej szatni przygotowanej dla naszych gości do meczu szykowała się druga drużyna. I to właśnie tam się udałam. Wiedziałam, że ich trenera nie było w środku, bo już dawno zrobił im zebranie. Ptaszki ćwierkają wszędzie…
Obciągnęłam białą bluzeczkę w dół, uwydatniając wystarczająco mocno wyeksponowany biust i poprawiłam spodnie opinające tyłek. Tuż przed wejściem do środka poprawiłam błyszczyk i włosy, po czym bez pukania znalazłam się w środku. I wcale nie zdziwiło mnie to, że każdy z nich, dosłownie każdy zaczął się nagle na mnie gapić.
- Który z was to kapitan? – spytałam, uśmiechając się najładniej jak potrafiłam. Przed szereg wystąpił wysoki, czarnoskóry chłopak, trzykrotnie bardziej umięśniony od Louisa. Aż uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia.
- Co jest, laleczko? Zgubiłaś się? – Znałam go. Miałam z nim już spotkanie twarzą w twarz. Raz, a może dwa? Cholera, wyrobił się od tamtego czasu… I myślałam, że on już skończył szkołę. Musiałam się pomylić we względnej ocenie jego wieku.
- Przyszłam porozmawiać. – Zamrugałam oczami jak słodka idiotka i zagryzłam lekko wargę. Zewsząd rozległy się gwizdy i durne komentarze, ale nie przejmowałam się tym. Miałam misję do wykonania i zamierzałam to zrobić z powodzeniem.
- Nie tym razem.
- Bardzo ładnie cię proszę, Greg. – powiedziałam, nawijając na palec pasemko włosów.
- Cherry, nie tym razem, nie pozwolę na to, żebyście...
- Porozmawiam z Louisem. Nie muszę chyba przypominać sytuacji z zeszłego sezonu, prawda? – W zeszłym sezonie Louisa trochę poniosło na koniec meczu i zmasakrował właściwie dwóch zawodników. Na szczęście udało się go wybronić, wciskając kit, że to tamci zaczęli, a on się bronił. Grunt, to odpowiednio wytłumaczyć zaistniałą sytuację. A kto by nie uwierzył parze najlepszych uczniów? Tym bardziej, że pobili się o mnie, jeden z tych kretynów klepnął mnie w tyłek, a na jego własne nieszczęście Louis to widział. I nie było zmiłuj.
- Czego chcesz tym razem? – Rozejrzałam się dookoła.
- Nie chcę rozmawiać przy nich.
- Chodź. – Odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę toalety. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam za nim, zwinnie omijając każdego z zawodników. Chwilę później stałam z ciemnoskórym chłopakiem w łazience. Zamknęłam za nami drzwi na zamek i odwróciłam się w jego stronę.
- Wiesz, nasi chłopcy są nie w formie… A mnie się nie chce słuchać Louisa. Sądzę, że mógłbyś nam pomóc w wygranej, co? – podeszłam do niego i położyłam dłoń na nagiej klatce piersiowej.
- Niby jak miałbym wam pomóc, co? I co z tego będę miał? – Uniósł brew do góry i zmierzył mnie spojrzeniem, jego wzrok utknął jednak na moim dekolcie.
- Wiem, czego chcesz i mogę tym razem spełnić tą zachciankę. Chłopcom też mogę pomóc…
- I myślisz, że uwierzę ci, że pójdziesz ze mną do łóżka?
- Mogę ci zaproponować na przykład jutrzejszy wieczór. Wpadnę do ciebie, co? A teraz dam ci drobny przedsmak tego, co będziesz mógł mieć jutro… - Nie wierzyłam w to, że nie da się skusić. Greg był prostym człowiekiem. Taki sam jak reszta napalonych samców. W niczym się nie różnił od nastolatków z mojej szkoły.
- Mam lepszy pomysł. Zamiast dawać mi przedsmak, dasz mi to teraz. I nie będziesz musiała użerać się z chłopakami. Ci debile zrobią wszystko, co im powiem – powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Skoro tego właśnie chciał… Przysługa za przysługę. Zagryzłam wargę i odsunęłam się od niego. Chciałam ściągnąć z siebie bluzkę, ale on przyciągnął mnie do siebie i mocno pocałował, sam podwijając materiał do góry. Jeszcze nic nie zrobił, a ja już czułam, że będę musiała się napić i zapalić coś konkretnego później. Na szczęście po wygranym meczu jak zawsze miała być impreza. Jako dziewczyna kapitana byłam tam gościem niemalże honorowym.
- Mamy jakieś piętnaście minut – mruknęłam, odsuwając się na chwilę od niego.
- Zdążymy – odpowiedział i ściągnął ze mnie bluzkę. Musiałam dać radę. Dla Louisa. Dla drużyny. Dla świętego spokoju.
- Mam nadzieję, że masz gumkę. – A on nagle wyciągnął ją z kieszeni. Świetnie, chociaż o tym pomyślał. Czyżby się mnie tu spodziewał? Nieważne, nie chciałam o tym myśleć. Chciałam zrobić to, co do mnie należało i wrócić na trybuny. W końcu miałam dopingować Louisa…
Jego ręce były wszędzie i już dobierał się do moich spodni. To nie tak miało być. Pokrzyżował mi moje plany!

Poprawiłam włosy i wyrównałam makijaż w czasie, kiedy Greg się ubierał. Nie chciałam się wydać, ale najzwyczajniej w świecie chciało mi się w tym momencie rzygać. W dodatku był tak cholernie duży, że myślałam, że mnie rozerwie. To nieporozumienie. Tacy mężczyźni nie powinni obcować z takimi kobietami jak ja. Kiedy ostatni raz się z nim widziałam, wydawał się mniejszy. Może dlatego, że tylko mu obciągałam? To mogło mieć wpływ na ocenę.
- Lepiej dla ciebie, żebyśmy wygrali. Inaczej będę zmuszona powiedzieć Louisowi, co mi zrobiłeś – powiedziałam, uśmiechając się znów niewinnie. Kto by mnie podejrzewał o takie rzeczy? Nikt, prawda? Odwróciłam się i spojrzałam na niego. Wyglądał cały czas tak samo. Dlatego nie mogłabym być z czarnym. Po nich nie było widać nic. Kompletnie nic. Oni nawet się nie rumienili. A przynajmniej ja nigdy nie byłam tego świadkiem. Westchnęłam ciężko i wyszłam z łazienki, od razu kierując się do wyjścia z szatni. Na koniec odwróciłam się do drużyny Grega. – Dla waszego dobra, nie widzieliście mnie tutaj. Chyba, że macie ochotę przyjmować dziewczyny w szpitalu – rzuciłam, patrząc na każdego z osobna, a po chwili wyszłam, trzaskając za sobą drzwiami. Misja wykonana. I kurwa, bolało. Ale musiałam zacisnąć zęby i ruszyć się na swoje miejsce, nim Louis zdąży ogarnąć, że coś było nie tak.
- Gdzie byłaś? – usłyszałam tuż za sobą, kiedy byłam tuż przy wyjściu na boisko.
- W toalecie, a gdzie mogłam być?
- Pytam dla upewnienia, kochanie. – Jego ramiona objęły mnie w pasie, a moje ciało automatycznie się spięło. – Coś nie tak? – spytał Lou, a ja tylko pokręciłam głową.
- Źle się czuję, pójdę zająć miejsce, zanim jakaś ofiara losu mi je zajmie – uśmiechnęłam się lekko i przekręciłam w jego stronę, kładąc dłonie na jego ramionach. Pocałowałam czule jego usta, odsuwając się. – Daj z siebie wszystko, będę tam cały czas – powiedziałam i ponownie złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Dam, jak zawsze. Uważaj na siebie – mruknął, a ja pogładziłam jego policzek, po czym uciekłam na boisko, od razu idąc na swoje miejsce, tuż obok Brandy.
- Mam przeczucie, że wygrają – powiedziała brunetka. – Widziałam kapitana tych drugich, wyglądał na rozkojarzonego.
- Był tu?
- Rozglądał się po boisku.
- Ale Brandy ma rację, możemy dzisiaj wygrać – powiedziała… Moment, co tu robiła moja siostra? Odwróciłam się w jej stronę i zmierzyłam ją wzrokiem.
- Co tu robisz?
- Andrew mnie zaprosił – powiedziała, a mnie niemal oczy wyszły na wierzch.
- Coś nie tak? – spytała Crystal.
- A jak myślisz? – warknęłam, podnosząc się z krzesła. No zabiję tego gnoja.
- Gdzie ty, do cholery, idziesz? – tym razem wtrącił się William. Kurwa, zebrało im się wszystkim na pilnowanie mnie, czy o co chodziło?
- Porozmawiać sobie z tym tłukiem.
- Cherry, dlaczego się tak wściekłaś? – spytała Polly, patrząc na mnie. No tak, ona nic nie wiedziała. Nikt tu, kurwa, nic nie wiedział. To od samego początku była sprawa pomiędzy mną, a Sharmanem. Dlaczego ten idiota nie rozumie tak prostych słów jak „odpierdol. się. od. mojej. siostry.”?!
- Nigdy więcej nie spotykaj się z nim w żaden sposób, jasne? – zignorowałam przyjaciół, patrząc na siostrę.
- Ale dlaczego? Jest całkiem spoko.
- Polly, do cholery. Nigdy więcej, rozumiesz?
- Tak – mruknęła. Szkoda tylko, że nie przewidziałam tego, że mnie nie posłucha, a to był dopiero początek problemów, jakie miały się zacząć. A ja póki co, byłam totalnie bezsilna w tym temacie. Nie mogłam nic. Kompletnie nic.
- Ogarnij się. Przecież ci jej nie zje – mruknęła Crystal. Jasne. Tylko, że jeśli jej nie zje, to narazi ją na niebezpieczeństwo.
- Gdzie masz Liama? – spytałam, zmieniając nagle temat. Brandy pociągnęła mnie za rękę, żebym usiadła. Z niechęcią zajęłam miejsce. Już nie miałam ochoty tu być, wolałam wrócić do domu i znów się położyć i wyspać.
- Zaraz przyjedzie, musiał jeszcze coś zrobić – odpowiedziała, a ja tylko zacisnęłam mocniej zęby, kiedy obie drużyny wbiegły na boisko. Niech to się skończy. Żebym mogła wrócić do domu. Dla mnie ta impreza nie miała już najmniejszego znaczenia. Nie miałam ani zamiaru, ani ochoty tam być. 

9 komentarzy:

  1. PIERWSZA! Biegnę czytać <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest lunch - ostatnio mi tego brakowało. Ale dlaczego Lou dostał lepsze żarcie i nie chciał się dzielić? Cham! Znam ten ból - bo kurwa od trzech dni nie mogę się doprosić o spagetti i wpierdalam zupkę chińską! Nieważne.
    Tak jak mówiłam Ci wcześniej, wątek z tym kapitanem drużyny mnie obrzydził. Nie, nie mogłabym. A fuuuj, biedna Cherr, musi ją boleć. Louis się nie zorientował? Przecież była w męskiej szatni, potem z facetem. Jak na wilkołaka ma chyba słaby węch. Z drugiej strony, jak ona by go teraz zostawiła, to sądzę iż spadł by jej w szkole prestiż, ale chyba by je nie rozszarpał.
    To pora zacząć grę. Do boju panowie!
    Pssss...już się nie mogę doczekać, wiesz kogo <3
    No i weny Myszko! :******

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On się tylko z nią droczył. I lepiej zrób sama spaghetti. :) I owszem, mnie też obrzydził, dlatego jak już Ci pisałam, pominęłam 3/4 tego co chciałam napisać. A jeśli chodzi o węch Louisa. No cóż, była przedtem w jego szatni. Poza tym to ma w pewien sposób powiązanie z przyszłością, tak no. I nie, jeśli komuś by spadł prestiż, to na pewno nie jej.

      Usuń
  3. Uwaga, komentarz będzie głupi, bo mi zimno, mój mózg ma error i zaraz idę spać, choć chciałam coś nadziergać. Pierdolę taką dolę.
    Mnie nie obrzydził wątek z kapitanem. Przypuszczam, że gdybyś to dosłownie napisała, nawet miałabym teraz wyszczerz na twarzy, bo ostatnio doszłam do wniosku, że zło jest cacy. Więc nawet nie mam zamiaru potępiać Cherry, choć jest, kurwa, pierdoloną dziwką. I wszyscy to wiemy. Normalnie mam awersję rzygorzutną do takich osób (no nie zgadłabyś do kogo szczególnie), ale to mi pasuje. W sensie taka druga strona Cherry. No i elo, ja przecież nie lubię Louisa, a o tym już zapomniałam. I faktycznie podobało mi się to, że pokazałaś ich od tej strony lunchowej. Jedyne, do czego chciałam się dzisiaj przyczepić, bo uznałam, że dzisiaj powinnam się przyczepić to to, że masz ostatnio leniwcowy zapał do opisów. Brakuje mi tego, że gdy piszesz "spojrzała się" czy "patrzyła", nie opisujesz tego, jaki to był wzrok i co miała przez to na myśli. Mówiłam ci o tym ostatnio, w sensie, że brakuje mi reakcji na to, co ktoś mówi, a wzrok między innymi tym właśnie jest. O Boże, nawet udało mi się to wytłumaczyć przy errorze. Elo ja.
    I w ogóle co ja, żal mi trochę Louisa. LOL
    Klaudia - Radzę ci, sama sobie zrób spaghetti, bo być może się go nie doczekasz, a zupki to złoooo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę to przykre, że taka jest, ale... Nie będę się rozckliwiać nad tym bardziej, ze względu na fakt, że za dużo może mi się powiedzieć. Przepraszam, wiem, że daję ostatnio dupy z pisaniem i nawalam z opisami, chociaż zawsze wychodziły mi najlepiej ze wszystkiego za co się brałam. Prawdopodobnie jest to spowodowane tym, że wyjątkowo mnie to męczy. To całe pisanie trzy po trzy, owijanie w bawełnę jak tylko się da najbardziej. Nawalę pewnie jeszcze dwukrotnie, chociaż postaram się bardziej przyłożyć do tego. I to dziwne, że żal Ci Louisa.

      Usuń
  4. :)) gratulacje jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm. Ja lubię takie simply life. Podobała mi się scena lunchu. To było takie soczyście amerykańskie.
    Własnie też zastanawiałam się nad węchem Louisa. Jako wilkołak to chyba powinien wyczuć innego faceta, ale skoro to ma związek z przyszłością, to czekam na to, co się wydarzy.
    A jeszcze bardziej nie mogę się doczekać momentu, kiedy skończy się ten etap opowiadania i pojawi się ten, który ma się pojawić, o.
    Całus.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po przeczytaniu tego rozdziału, dochodzę do wniosku, że przykro mi z powodu Cherry. Biedna związała się z chłopakiem, do którego nic nie czuję i nie może się z tego wyplątać, bo ma nóż, a raczej pazury na gardle. Dodatkowo puszcza się na prawo i lewo, szmacąc swoje imię. Jestem zniesmaczona i nie będę ukrywała, że jej pomoc drużynie była... Sama nie wiem, jakiego słowa użyć i co naprawdę uważam o tej dziewczynie. Moje odczucia są mieszane i to chyba nie idzie w dobrą stronę. Nie wiem, mam mętlik w głowie, co oznacza, że robi się ciekawiej, o większej ilości rzeczy myślę. Podoba mi się to, w jakim kierunku idzie fabuła, że coraz więcej pojawia się odsłon osoby starszej Harrison. Poza tym, okłamałabym samą siebie, jeżeli powiedziałabym, że nie cieszę się, że Polly nie zamierza posłuchać siostry, ale shhh... Ja wiem, że Cherry chce dla młodej jak najlepiej i pewnie za brak nieposłuszeństwa, ta ściągnie na siebie kłopoty. Za głupotę i "spoko" chłopców trzeba płacić.

    Podoba mi się długość, podobają mi się słowa, podoba mi się akcja. Naprawdę jestem zauroczona Twoją pracą.

    PS. Lubię ich wspólne lunche.
    PS 2. Co do opisów, to racja, stać Cię na ich większość ilość, bo jesteś w tym dobra.

    Całuski, Oli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, mówiłam, że nie jestem zadowolona z tego co napisałam. Dałam dupy, ale to mnie tak męczy, że... no kurde.

      Usuń