Episode 03. (The queen of the Underworld)

- Cherry, wstawaj. Spóźnisz się na pierwszy dzień szkoły.
- Daj mi spokój – jęknęłam, słysząc głos matki. Znowu nie spałam, znowu pieprzony koszmar. Od czwartej leżałam i patrzyłam się w ścianę, bojąc się usnąć.
- Masz czterdzieści minut na ogarnięcie się. Jest już po siódmej.
- Taa… Zaraz wstanę – wywróciłam oczami i naciągnęłam na siebie bardziej kołdrę, czekając, aż moja matka wyjdzie z pokoju i zamknie za sobą drzwi. Raz, dwa, trzy, cztery… Drzwi trzasnęły.
Westchnęłam ciężko i odkryłam się, po czym opuściłam nogi na podłogę i odczekałam chwilę, by w końcu się podnieść i od razu pójść do łazienki. Starałam się na siebie nie patrzeć. Na litość boską, to był pierwszy dzień w szkole, a ja wyglądałam koszmarnie i byłam tak bardzo zmęczona. Szybki prysznic, umycie głowy. Owinęłam się ręcznikiem i zajęłam się suszeniem włosów. Zdecydowanie nie mogłam na siebie patrzeć. Wyglądałam źle. Musiałam się z tym jakoś uporać, bo jeszcze niektórzy pomyśleliby, że zeszłam do ich poziomu. Kiedy włosy były już suche, poszłam do pokoju się ubrać. Szkoła. Nie miałam ochoty tam wracać po ostatnich nieprzespanych nocach, kiedy to częstotliwość koszmarów coraz bardziej się zwiększała.
Wciągnęłam na siebie bieliznę, odrzucając na podłogę ręcznik. Krótka kremowa spódniczka, kwiecisty crop top bez ramiączek. Idealny strój na pierwszy dzień, prawda?
Usiadłam przed toaletką. Tragedia. Wzięłam się za siebie. Starałam się jak najszybciej zakryć wszystkie oznaki zmęczenia. Miętowe kreski, jasno różowa szminka, dużo tuszu. Chciałam zostawić włosy w świętym spokoju, ale zaczęły mnie denerwować.
- Mamo! – krzyknęłam, czekając aż rodzicielka zjawi się w moim pokoju. Słyszałam stukot obcasów jej szpilek na schodach. No tak, niedługo musiała wyjść do pracy.
- Co się stało, Cherry? – spytała, wchodząc do środka mojego pokoju.
- Zrobisz mi kłosa? – spytałam, zerkając na nią.
- Tak. Już jesteś gotowa?
- Tylko buty – powiedziałam, patrząc, jak przeczesywała włosy szczotką po to, by za chwilę zacząć mi je splatać na boku, tak jak zawsze…
- Jedziesz sama, czy ktoś przyjeżdża po ciebie?
- Jestem umówiona z Louisem, mamy wziąć też Polly.
- Denerwujesz się? – spytała. Spojrzałam na nią spod wysoko uniesionych brwi.
- Niby dlaczego miałabym się denerwować?
- Wiesz, to twój drugi rok w szkole. Kiedyś się denerwowałaś z każdą nową klasą.
- Nie teraz, mamo. Dzień jak co dzień. Oprócz tego, że zmarnowany w szkole, zamiast być z przyjaciółmi. – Wzruszyłam ramionami, widząc, że matka szukała jakiejś gumki. Podałam jej jedną, by mogła związać końcówkę warkocza. Mogłabym się w końcu nauczyć tak splatać włosy. Ale chociaż nie wiadomo, jak bardzo bym się starała, jeszcze nigdy mi się to nie udało. – Polly jest już gotowa?
- Nawet zjadła śniadanie.
- Okej, dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko do niej. Blond włosy zdecydowanie odziedziczyłam po matce, Polly tak samo. Tata był brunetem i czasami żałowałam, że ja też nie byłam. Może wszyscy traktowaliby mnie poważniej? Bo przecież blondynki to słodkie idiotki.
- Zejdź na dół. Zdążysz jeszcze coś zjeść.
- Jest kawa?
- Jest, chociaż dobrze wiesz, że nie powinnaś jej tyle pić. – Nie wiem, po co mama się tak wysilała, skoro doskonale wiedziała, że nie odzwyczaję się od picia kofeiny. A już szczególnie po takich nocach. Kiedy wyszła, ja wstałam, by sięgnąć miętowe szpilki z szafy i założyć je na stopy. Sprawdziłam czy w torebce znajdowało się wszystko, czego potrzebowałam do przetrwania dzisiejszego dnia w szkole i zeszłam na dół. Przywitałam się zwykłym „cześć” z siostrą i tatą, po czym usiadłam przy stole, od razu nalewając sobie kawy. Jak zwykle miejsce dla mnie też było przygotowane. Mama zrobiła jajecznicę z bekonem na śniadanie. Już pomijałam całą resztę serów i wędlin. Ale jajecznica. Aż oblizałam usta. Zerknęłam na zegarek. Miałam dziesięć minut, zdążę. Nałożyłam jajka i bekon na talerz, po czym sięgnęłam po kromkę ciemnego pieczywa, które posmarowałam cienką warstwą masła. O matko, jakie dobre.
- Louis będzie zaraz? – spytała młoda. Pokiwałam twierdząco głową, mając zapchane usta jedzeniem. Spojrzałam na tatę. Ubrany w garnitur, siedział na swoim miejscu z poranną gazetą, co chwilę popijając kawę. Taki typowo amerykański obrazek.
- Nalejesz mi soku, Polly? – spytałam, wyciągając w jej stronę szklaneczkę. Chwilę później została napełniona pomarańczowym płynem. – Dzięki – mruknęłam, odgryzając kolejny kęs pieczywa. Dzwonek. Czy on oszalał? I od kiedy on przyjeżdżał przed czasem? Mama wyszła z kuchni i poszła otworzyć. Chwilę później pomachałam mojemu chłopakowi, który stanął, nonszalancko opierając się o ścianę. Rzucił krótkie dzień dobry do mojego ojca, który odpowiedział mu tym samym, chociaż nie odwrócił nawet wzroku od gazety.
- Muszę zjeść. Usiądź lepiej – powiedziałam, i tak przyspieszając tempo.
- Spokojnie. Mamy dużo czasu – odpowiedział, a ja jedynie skinęłam głową. Chwilę później skończyłam śniadanie. Wypiłam sok i kawę prawie w biegu.
- Chcesz jakiś owoc? – spytałam Louisa, idąc do kuchni z brudnymi naczyniami.
- Nie. – On nie chciał, ale ja zgarnęłam najbardziej czerwone jabłko z koszyczka. Musiałam wrócić się po torebkę. Kiedy już ją zgarnęłam z oparcia krzesła, spojrzałam wyczekująco na Polly.
- Idziesz czy zostajesz? – spytałam siostry, która od razu się zreflektowała i chwyciła swoją torbę. Dwukrotnie większą od mojej.
- Idę.
- Cherry – zwrócił się do mnie ojciec, odkładając na chwilę gazetę.
- Hm?
- Bądź grzeczna. – Uśmiechnęłam się niewinnie do taty i podeszłam do Louisa.
- Będę jak zawsze. – I na potwierdzenie swoich słów, cmoknęłam w policzek Warra. Przecież byłam grzeczną dziewczynką, prawda?
Chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go w stronę wyjścia. Słyszałam, jak mama jeszcze mówiła coś do mojej siostry, ale ja już zdążyłam przekroczyć próg.
- Umyłeś go – powiedziałam na widok samochodu, który prawie lśnił.
- Przecież nie mogłem dopuścić, żebyś pokazała się w syfie, prawda? – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, a ja parsknęłam śmiechem. Słodki Louis.

Wiem, że powinnam była słuchać, co mówiła pani Jenkins, ale skupienie się na nudnym gadaniu na temat narządów zmysłów człowieka, podczas kiedy praktycznie nie spałam, było bardziej niż trudne.
Wzrok, słuch, smak, węch i dotyk. No kto by tego nie wiedział?
- Patrzy się na ciebie – usłyszałam za sobą szept. Uniosłam wzrok znad kartki do góry i spojrzałam na nauczycielkę, która faktycznie się na mnie wręcz gapiła.
- Widzę, panno Harrison, że jest pani bardzo zainteresowana lekcją – powiedziała. W odpowiedzi uniosłam tylko brew do góry. – Skoro tak, to może wytłumaczy pani klasie budowę języka? – Przepraszam? Jakim cudem… Dopiero byliśmy przy oku! – Proszę podejść do tablicy. – Oblizałam usta i niezadowolona podniosłam się z krzesła. W sali panowała kompletna cisza. Dlatego, idąc po drewnianej podłodze, stukot moich obcasów odbijał się od ścian. Jak ja nienawidziłam takich momentów, kiedy było słychać nawet pieprzoną muchę. Sięgnęłam po kredę, leżącą pod tablicą i narysowałam na niej język, dzieląc go na poszczególne części, które po chwili opisałam.
- Język jest wałem mięśniowym, pokrytym śluzówką. Są na nim mięśnie zewnętrzne, naczynia krwionośne i nerwy. Śluzówka jest bardzo wilgotna i różowa, pokryta licznymi brodawkami. U człowieka występuje sześć rodzajów, które dzielimy na mechaniczne i smakowe. Mechaniczne służą do pobierania i rozdrabniania pokarmu. Wyróżniamy nitkowate, stożkowate i soczewkowate. Jeśli chodzi o smakowe, są to grzybowate, okolone i liściaste. – Odwróciłam się bokiem do klasy i bokiem do tablicy, po czym zaczęłam wskazywać poszczególne części języka, opisując je. – Smak gorzki wyczuwamy z tyłu języka, kwaśny na bokach bliżej dołu, słony również na bokach, ale bardziej z przodu. Na czubku języka wyczuwamy słodki smak. – Uśmiechnęłam się do nauczycielki, która miała zdecydowanie zaskoczoną minę. Czyżby pani zapomniała, że byłam najlepszą uczennicą, pani Jenkins? Szybko się jednak zreflektowała i przybrała swój normalny wyraz twarzy.
- Miała pani szczęście tym razem – powiedziała, podchodząc do biurka i zaczęła coś zapisywać w swoim zeszyciku. Wytrzepałam ręce i odwróciłam się, by odejść na swoje miejsce. Chciałam już zrobić krok do przodu, kiedy zobaczyłam na swoim miejscu chłopaka, który ostatnio mi się śnił, a który wołał o pomoc. Był zakrwawiony i brudny od ziemi. Na mojej ławce chodziły robaki. Był siny i jakby nie zwracał uwagi na to, że jakaś larwa czy cokolwiek to było właśnie wchodziła mu do nosa. Rozejrzałam się po klasie, zastanawiając się czy ktoś prócz mnie go widział. Na litość boską, przecież nie mogłam oszaleć. Ktoś oprócz mnie na pewno widział go. Ktoś, ktokolwiek… – Harrison, możesz wrócić na miejsce.
- Przykro mi, księżniczko. Teraz ja tu siedzę – usłyszałam jego głos, skądś go znałam, tylko nie wiedziałam skąd. A potem jego ciało zaczęło nagle normalnie wyglądać, co zbiło mnie z pantałyku. – Zamieniliśmy się teraz miejscami. – Najpierw poczułam niesamowity smród, a po chwili całe ubranie się do mnie kleiło. Spojrzałam z obrzydzeniem w dół na siebie. Brudne buty, spódniczka. Przy nogach mnóstwo robactwa, które wspinało się po moich stopach w górę. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, na których była krew i błoto. Zadrżałam. Poczułam niesamowite zimno. W głowie mi się kołowało, aż zaczęło mi się robić niedobrze. Znów spojrzałam na tego chłopaka, który uśmiechał się perfidnie. – Fajnie tak, prawda? Muszę przyznać, że nie wyglądasz za dobrze jako trup. Sądziłem, że jako największa dziwka w szkole nawet po śmierci będziesz tak pociągająca jak za życia. Najwyraźniej się przeliczyłem. – Zaczął się śmiać, a mnie powoli brakowało siły w nogach, by się utrzymać. I jeszcze ten smród. Był całkowicie nie do zniesienia. Ale nie potrafiłam przestać na niego patrzeć, jakby jakaś siła zmuszała mnie do tego. Nie wiedziałam, jak długo to trwało, ale w końcu jego obraz mi się rozmazał, a po chwili poczerniało mi przed oczami. Zobaczyłam jeszcze, jak obraz się przekręca i poczułam jak o coś uderzam.
- Harrison, dobrze się czujesz? – dotarł do mnie głos nauczycielki. Spojrzałam na nią. Mierzyła mnie uważnym spojrzeniem, tak samo jak reszta klasy. Powoli i bardzo niepewnie przeniosłam wzrok w stronę swojego miejsca. Pusto. Nie byłam w stanie normalnie oddychać. Robiłam to szybko i płytko. Było mi zimno, ale jednocześnie czułam kropelki potu spływające po mojej skroni i plecach. – Warr, zabierz ją do pielęgniarki – nie rozumiałam nic, co mówiła Jenkins. Poczułam silne ramię oplatające mnie w pasie, a po chwili zostałam wyprowadzona na korytarz. Prawdopodobnie w ostatnim momencie, bo zdążyłam podejść do pierwszego lepszego kosza na śmieci i zwymiotowałam wszystko, co tego dnia trafiło do mojego żołądka. Gdyby nie Louis, osunęłabym się na podłogę. Tylko dzięki niemu utrzymywałam się jako tako na nogach. Podparłam się ręką ściany, wyrzucając wszystko z siebie. A on mnie trzymał, pilnując jednocześnie, bym nie zabrudziła ani włosów, ani ubrania własnymi wymiocinami. Do cholery, co to wszystko było?
-  Już ci lepiej, Cherry? – spytał cicho, kiedy oparłam bok głowy o rękę. Pokiwałam twierdząco głową. Było mi lepiej. Odrobinę, ale było. – Chodź, zaprowadzę cię do pielęgniarki. – Co? Nie było nawet takiej opcji. Od razu wyprostowałam się tak mocno, że aż kości mi strzyknęły.
- Nie ma nawet takiej opcji, Louis – powiedziałam, patrząc na niego stanowczo. Może przez moment miałam wrażenie, że zemdleję, może byłam biała jak papier, może było mi zimno, może właśnie wyrzygałam wszystko, co mogłam, ale nie było opcji, żebym poszła do pielęgniarki. Mógł o tym zapomnieć.
- Cherry, jesteś biała jak ściana, właśnie wyrzygałaś całe śniadanie…
- Louis do cholery. Ona mi nie pomoże, nie rozumiesz? – Wbiłam w niego swoje spojrzenie, nieznoszące sprzeciwu. Nie wiedziałam jak to działało, ale za każdym razem, kiedy tak na niego patrzyłam, on robił dokładnie wszystko to, czego ja chciałam. Skinął jedynie głową, a ja ciężko westchnęłam.
- Wytłumaczysz mi, co się stało? – spytał, odsuwając się ode mnie, jednak nie za daleko. Prawdopodobnie zamierzał mnie asekurować w razie potrzeby. Pokręciłam głową i nabrałam powietrza w płuca. Po co miałam mu mówić coś, czego i tak by nie zrozumiał?
Odsunęłam się od niego bardziej, by móc oprzeć się plecami o szafki. Odchyliłam głowę i zamknęłam oczy, starając się pojąć co się ze mną działo. Przełknęłam z trudem ślinę, czując pieczenie w gardle i otworzyłam oczy, słysząc jak ktoś nadchodzi. Jeden z nerdów rozwieszał coś na ścianach. Przymrużyłam oczy, dostrzegając… Kurwa, to był portret pamięciowy. Po chwili usłyszałam głos. Spojrzałam w stronę, z której przyszedł chłopak. Policja. Odbiłam się od szafki i podeszłam naprzeciwko, przyglądając się zdjęciu. Terry Raley. To był ten sam chłopak z mojego snu, ten, którego zobaczyłam w klasie. Uznany za zaginionego. Poczułam, jak robi mi się słabo, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa, a całe ciało staje się nad wyraz ciężkie. Dlaczego śnił mi się zaginiony chłopak? Spojrzałam na datę, które była napisana. Po raz ostatni był widziany trzy tygodnie temu. Trzy tygodnie temu mi się śnił.
Znowu czułam się tak, jakby ktoś ściskał moje płuca, odbierał mi możliwość swobodnego oddychania.
- Cherry! – usłyszałam jeszcze, zanim przed oczami kompletnie mi pociemniało, a ja straciłam równowagę, osuwając się na posadzkę. Nie byłam jednak pewna, czy uderzyłam w nią, ale czy to miało jakieś znaczenie? I znów poczułam to niesamowite zimno. Dlaczego ten koszmar nie mógł się już skończyć?

*

Szłam korytarzem tuż obok Louisa. Poprzedniego dnia prosto od pielęgniarki szkolnej zawiózł mnie do domu. Westchnęłam ciężko, widząc spojrzenia innych uczniów. Każdy szeptał coś do siebie. Byłam pewna, że chłopak, który wczoraj rozwieszał plakaty po szkole, wygadał wszystkim, jak to Cherry Harrison zemdlała. Nie zdziwiłoby mnie również to, jeśli widziałby, jak wymiotowałam. Dziś nie świeciłam tyłkiem. Dziś miałam zwyczajne jasnoniebieskie rurki i powyciągany t-shirt. Do tego trampki i nieco większą torbę. Nie miałam humoru. Chociaż tym razem przespałam całą noc, bo byłam na tyle cwana, by zabrać od matki tabletki na sen, miałam podły nastrój.
- Spotkamy się przy klasie – powiedziałam do Louisa, odsuwając się od niego. Odszukałam wzrokiem szafkę Roberta, który już pod koniec roku, był jak wrzód na dupie. Stał na swoim miejscu, wyciągając książki. Zmierzyłam go spojrzeniem i nie słuchając, co Louis miał do powiedzenia, umknęłam z jego ramion, przyspieszając. Nim zdążył się dowiedzieć, że idę w jego stronę, z hukiem zamknęłam szare drzwiczki metalowej szafki, prawie przytrzaskując mu palce.
- Cześć, Cherry – powiedział niepewnym głosem, patrząc na mnie zza wielkich szkieł.
- Jeszcze śmiesz się do mnie odzywać? – spytałam, nie rozumiejąc, jak można było mieć taki tupet. – Nie wiem, co naopowiadałeś tym debilom, ale masz to odkręcić, jeśli zamierzasz przeżyć ten rok, jasne? – W statucie szkoły było jasno napisane, że grożenie było karalne, ale mnie to jak zwykle nie dotyczyło. Niby taki nędzny robak miałby pójść i naskarżyć na mnie? Dobry żart.
- Ale ja…
- Pytam, czy to jasne dla ciebie, czy inaczej mam do ciebie dotrzeć. Chociaż wtedy pewnie przestanie już być tak delikatnie.
- Tak.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Masz czas do… - spojrzałam na zegarek wiszący nad drzwiami jednej z klas – dwunastej. A później moi koledzy nauczą cię, że niegrzecznie jest plotkować. – Sięgnęłam dłonią do jego policzka, delikatnie go głaskając po to, by po chwili go poklepać i odejść.
- Co się gapisz? – warknęłam do jakiejś pierwszoklasistki, która wyglądała na całkowicie pogubioną w nowej szkole. Uciekła w popłochu, a ja tylko znów westchnęłam ciężko.
- Cherry, czemu taka byłaś dla niej? – spytał mnie głos z mojej prawej strony. Odwróciłam głowę w bok i jęknęłam niezadowolona.
- Polly, proszę cię, nie dzisiaj. Chcę przeżyć ten dzień w świętym spokoju i wrócić do domu, do łóżka.
- Wiem, ale… ona nic ci nie zrobiła, mogłabyś być trochę milsza. – Zatrzymałam się i spojrzałam na swoją siostrę, która również stanęła.
- Jeśli tak ci na tym zależy, idź ją za mnie przeproś. Nie mam ochoty, żeby jakieś stworzenia się na mnie patrzyły, nie dzisiaj, jasne? Idź na lekcje, bo za minutę dzwonek. Nie możesz popsuć reputacji sióstr Harrison. – Poprawiłam jej warkocz na prawym ramieniu i uśmiechnęłam się do niej delikatnie. Żebym nie wiadomo jak była wciekła, to była moja siostra. Przy niej nie potrafiłam być zbyt długo zołzowata. Pochyliłam się i pocałowałam jej policzek. – Kocham cię, pamiętaj o tym.
- Ja ciebie też. I nie przejmuj się tym, co wszyscy mówią. Nie jesteś taka zła. – Uniosłam wysoko brwi, ale zanim zdążyłam się dowiedzieć, o co chodziło, młoda zniknęła gdzieś w tłumie innych uczniów. To skoro nie chodziło im o to, że zemdlałam, to co, do cholery, było na ustach tych wszystkich ludzi? Rozejrzałam się wokół. Każdy się na mnie gapił. Poczułam panikę narastającą wokół mnie i przyspieszyłam kroku.
- Chcę do domu – powiedziałam, wklejając się w ramię Louisa, który stał tuż obok Liama i dyskutował z nim o czymś zawzięcie. Dlaczego ten idiota nie mógł być wyższy? Każdy mnie widział i nawet fakt, że od razu mnie objął, nie pomógł. Miałam tak wielką ochotę się rozpłakać. Ten rok zaczął się dla mnie tragicznie. A ja nie potrafiłam wykrzesać z siebie więcej siły, by stawić czoło wszystkim, którzy mieli problem z tym, że za dobrze się uczyłam, że miałam pieniądze i w jakiś sposób zdominowałam szkołę. Gdzie się podziała tamta Cherry?
- Co się stało? – spytał, przerywając rozmowę.
- Wkurwiają mnie ci ludzie. Ledwo ten pieprzony rok się zaczął, a już gadają. Nawet nie wiem, na jaki temat. – Usłyszałam, jak Warr wzdycha i poczułam jego dłoń na swoich plecach, które delikatnie pocierał.
- Będzie dobrze, Cherry. Damy radę, tak jak rok temu. – Pocałował moją skroń i mocniej mnie objął. I chociaż nieszczególnie mu wierzyłam, kiedy z jego ust padały takie słowa, tym razem poczułam jakąś dziwną ulgę, kiedy je wypowiedział. Jakby faktycznie tak miało być.

5 komentarzy:

  1. Zabrakło mi marki wozu Louisa! xD Takie moje zboczenie :D
    Znowu nieprzespana noc, znowu koszmary. Też byłabym wrakiem, biorąc pod uwagę, że nie znoszę takich rzeczy jak opowieści o duchach itd.
    Kurczę, ta scena na biologii mnie zaintrygowała. Gdybym miała takie omamy to w mig by mnie zamknęli w pokoju bez okien i z drzwiami bez klamek. Brrrrr. To nie było nic fajnego.
    Przez te wymioty Louis nie będzie jej truł dupy by zrobiła test ciążowy? To by było ciekawe. Biedak by się wystraszył tego chyba bardziej niż tojadu czy srebra xD
    I powiem, że Cherry zachowała się jak suka. Dobra, ja też nie byłam zbyt miła w ostatniej klasie liceum, ale noo...dobra, nieważne!
    Zabrakło mi reszty, a przede wszystkim Willa czy tej przerwy na lunch i hierarchii stolikowej <3 Pojawi się w następnym odcinku?
    No i czytając koniec, jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że Warr jest taki narwany. Tutaj taki kochaniutki był ^^.
    Więcej weny niż w ostatnim czasie, Misiaczku :*******

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja sobie dalej myślę, że na miejscu Polly szlag by mnie trafił, ale to pewnie ten defekt młodszej siostry. Nie zabłysnę dzisiaj jakimś szczególnie zajebistym komentarzem (choć nie żebym kiedykolwiek takie pisała), bo ciągle myślami krążę wokół tego, co napisać u siebie trololo). Louis jest tak uroczy i tak zakochany w Cherry, że to aż trochę przykre jest, tak sobie myślę. Bo jak tak patrzę na to, to on bardziej się wciągnął w ten związek, niż ona. Nie wierzę, że mi go żal, no ale akuku!
    I teraz powinna nosić tabliczkę na szyi "jestem kurejzi". Po akcji na biologii pewnie większość i tak ją za taką uważa, choć wygląda na to, że jakieś inne plotki się roznoszą. Liceum <3 I zgodzę się z Klaudią, mi też faktycznie zabrakło lunchu i przezajebistej paczki. A swoją drogą, ciekawe, jak zareagowała na jej fazę reszta. No bo oni wszyscy (prócz Williama) chodzą na te same zajęcia, nie?
    Pierdolę, nic sensownego nie napiszę więcej, wybacz, nigdy nie byłam demonem geniuszu w kwestii pisania komentarzy i wiem, że się powtarzam. Weny! Co by ci szybciej poszło pisanie!
    *w podskokach popierdala do siebie, LOL*

    OdpowiedzUsuń
  3. brawooo genialnie jak zawsze :d zastanawia mnie tylko skad takie sny Cherry :/ czyżby znała tego chłopaka w jakis sposób ??

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem, że do Ciebie nic nie dociera, nic Cię nie przekona, bo jesteś uparta jak osioł albo oślica, bo laski są cięższe w obsłudze. Tak czy siak, powtórzę się po raz kolejny pod kolejnym rozdziałem, że jestem pod wrażeniem zmiany, która zaszła w Twoim warsztacie literackim na przestrzeni Kubek -> TSM. Cieszę się, że mogę obserwować Twój postęp i to, jak Twój talent wzrasta, chociaż i tak nie weźmiesz do siebie tego, co tutaj piszę, czy na gadu, czy nawet jakbym przyjechała do Ciebie i Ci to na drzwiach wyryła. Jesteś lepsza z rozdziału na rozdział
    i w końcu z pewnością w swoich słowach mówię "Lubię to, jak piszesz".

    Co do bohaterów; Polly wydaje mi się być młodszą, natrętną jak mucha siostrą, a Louis wydaje się być w swoich uczuciach do Cherry słodszy niż jej kłos. Nie wiem, czy to jego kamuflaż, by skryć swoją brutalną naturę, czy rzeczywiście miłość czyni z niego potulnego baranka, którego starsza Harrison wyprowadza na pastwisku. Mam cichą nadzieję, że doczekam się niedługo sceny, gdzie pokażesz nam jakąś wilkołaczą akcję. Nie mogę się doczekać adrenaliny i jeszcze większego dreszczyku emocji, który mam z każdą wizją czy snem Cherry. Robisz z tego historię jedyną w swoim rodzaju.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziś nie mam nastroju na wywody, bo to jeden z tych dni "na nie", ale powiem Ci, że jak poczytałam Twoją notkę, to na chwilę przestało być tak be. Także to chyba dobrze. Podobało mi się.

    OdpowiedzUsuń