Episode 01. (The first nightmare)

Ludzie od początku nazywali mnie dziwką.
Ludzie zazwyczaj twierdzili, że mnie znali, chociaż było totalnie na odwrót. Nie raz ani nie dwa słyszałam o sobie różnego typu teksty.
Każdy by się spytał, jakie na przykład.
Wielu twierdziło, że dobre oceny zdobywałam tylko dzięki ładnej buźce, czy dawaniu „dupy”. Okej, nigdy nie twierdziłam, że byłam święta, bo to rola Crystal albo mojej siostry. Ale w przeciwieństwie do tego, co wiele osób sądziło, uczyłam się całkiem nieźle bez niczyjej pomocy. Swoje oceny z testów zawdzięczałam nauce, a nie puszczaniu się na prawo i lewo, chociaż seks był całkiem przyjemny. Od tego w głównej mierze miałam Louisa. Wyglądał tak niewinnie, kiedy spał. Kto by przypuszczał, jakim potworem potrafił być za dnia, albo nie daj Boże podczas pełni. Dobrze, że był tylko betą, bo gdyby kiedykolwiek postanowił zostać alfą i strzeliłoby mu coś do łba… Nie, to było zbyt trudne do wyobrażenia nawet dla mnie.
To byłoby jak rzeź w tych wszystkich horrorach, gdzie jakiś obłąkany człowiek postanowił wymordować wszystkich ludzi, bo miał takie widzimisię. Z tą drobną różnicą, że Louis nie do końca był zwykłym człowiekiem. Gdyby nim był, prawdopodobnie zostałby zamknięty w szpitalu psychiatrycznym. Bez możliwości wyjścia. Tymczasem jakkolwiek idiotycznie i surrealistycznie to brzmiało – był wilkołakiem. Tak samo jak William, Liam i Andrew. I za cholerę nie mogłam tego rozgryźć - od czego to się zaczęło. Żadnych informacji w bibliotekach, internecie. Oczywiście miałam na myśli tę czwórkę. Każdy z nich milczał jak zaklęty. I tak cud, że ja i Brandy wiedziałyśmy. Crystal niestety była całkiem mocno niedoinformowana, ale to już wina Liama. A my nie mogłyśmy nic z tym zrobić, dopóki on sam na to nie wyraziłby zgody.
Właściwie im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej zaczynałam wierzyć, że każde z nas powinno było żyć w zamknięciu. Prócz Polly, ale chociaż różnił nas jedynie jeden rok, w dalszym ciągu była najgrzeczniejsza.
Drobna, urocza blondyneczka, która niedługo miała zacząć chodzić z nami do szkoły. Dobrze, że jakimś cudem nasza paczka została elitą, chociaż… Jak tak się nad tym zastanowić – nie był to zbyt wielki wysiłek. Wystarczyło popatrzeć na nas, a na naszych poprzedników.
Poważnie? Ta dziewczyna, Kathy, kapitan cheerleaderek i kompletny pustostan myślała, że utrzyma się na tej pozycji, nie mając nic do zaoferowania, prócz wielkich cycków, które sponsorował jej tatuś (plotki w tej szkole rozchodziły się dosłownie z prędkością światła) i jej „hot team”, który był zrobiony na zasadzie „kopiuj – wklej”.
Nie chodziło mi o to, żeby się przechwalać. Po prostu sam wygląd nie wystarczy. I może rzeczywiście czasami brzmiałam na pustą lalunię, ale wiedziałam swoje. Każdy z nas miał coś więcej niż tylko wygląd. No dobrze, prócz Andrew. Chociaż to był emocjonalny debil. Patrzył tylko na swój czubek nosa. Tylko i wyłącznie. Starał się uprzykrzyć mi życie od momentu, kiedy zaczęłam być z Louisem. A to było już… dziesięć miesięcy. A nie, mój błąd. Jedenaście. Brandy była z Williamem od tego samego czasu. Crystal z Liamem byli ze sobą najkrócej, bo niepotrzebnie bawili się w jakieś gierki i słowne przepychanki. U nich było niecałe dziewięć miesięcy. Chociaż zabawnie było patrzeć jak powolutku się do siebie zbliżają przez odrobinę alkoholu czy innych takich. Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy Crystal przybiegła, prawie płacząc ze szczęścia.

Siedziałyśmy sobie na schodach prowadzących od parkingu na boisko i jadłyśmy lunch z Brandy, kiedy nagle zobaczyłyśmy biegnącą w naszą stronę Brennan. Thomas nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, przez co opluła się sokiem pomarańczowym
- Nie uwierzycie! – krzyknęła, a kiedy znalazła się obok nas, na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Nie uwierzymy w co? – spytała Brandy, a ja jedynie wpatrywałam się w Crystal, która jak zwykle wyglądała tak… skromnie. Mocno przylegające dżinsy na zgrabnym tyłku, biała, opięta bluzeczka z krótkim rękawem, która chociaż odrobinę ratowała jej ubiór i odsłaniała trochę tego, czym miała się pochwalić (chociaż największego biustu nie miała, nie mogła i tak narzekać) i baleriny.
- Liam i ja jesteśmy ze sobą! – odpowiedziała podekscytowana.
- W końcu! – uniosłam głos, zwracając tym samym na siebie uwagę. Posłałam spojrzenie z serii „czego się gapisz” temu rudzielcowi, który ciągle siedział z nosem w książce, myśląc, że to go obroni przed całym złym światem i spojrzałam na Brennan, szeroko się uśmiechając. – Zuch dziewczynka. Już myślałam, że nigdy się nie doczekamy tej cudownej nowiny. W końcu możemy przestać was swatać.
- I możemy chodzić na potrójne randki – wtrąciła się Brandy, po czym zacisnęła zęby na krwistoczerwonym jabłku, które aż puściło odrobinę soku, ale ona się tym nie przejęła, tylko szybko językiem zebrała wszystko. Zaśmiałam się, widząc, jak Crystal kręci głową.
- Czy ty musisz być perwersyjna nawet wtedy, kiedy jesz jabłko? – wypaliła, a ja tylko zaczęłam się głośniej śmiać.
- Kotku. Ja nie jestem jeszcze perwersyjna. Dopiero mogę być. Robiąc na przykład to. – Odłożyła jabłko na tacę i, nim się zorientowałam, jej dłoń znalazła się pod moją spódniczką, a ona sama pochylała się nade mną, całując mnie.
- Jesteście obrzydliwe – usłyszałam głos Crystal, zajęta oddawaniem pocałunku przyjaciółce.
- Kto jest obrzydliwy? – Louis. Kolego, wybrałeś sobie odpowiedni moment. – Taki pokaz beze mnie? – Brandy się odsunęła, a ja uśmiechnęłam się, niewinnie wzruszając ramionami. – William Cię szukał – rzucił do brunetki, która z przygłupim uśmieszkiem zajęła się na nowo jabłkiem. – A ty możesz iść z nią, bo był tam też Liam – zerknął na Brennan, której mina była naprawdę zniesmaczona. Biedactwo.
- Chodź. Poszukamy swoich chłopców. A wy się tylko nie zgwałćcie tutaj – Brandy podniosła swój tyłek ze schodów i zabrała torbę oraz tacę, po czym pociągnęła za rękę Crystal.
- Spokojnie. W razie, czego poinformujemy was… albo usłyszycie ją, jak będę jej robił dobrze.
- Boże! – Wszyscy jak na zawołanie zaczęliśmy się śmiać z Crystal. Dlaczego ona próbowała być taka święta? Bo raczej wątpiłam w to, że była taka naprawdę.

To było zdecydowanie jedna z bardziej epickich sytuacji. Chociaż Brandy postawiła sobie za cel zniszczenie naszej cudownej, niewinnej C.
- O czym myślisz, piękna? – Uśmiechnęłam się sama do siebie, czując ciepłe dłonie na swoim brzuchu, tuż pod koszulką. Jego zaspany głos był prawie jak muzyka dla moich uszu.
- Wspominam ten cudowny moment, kiedy Crystal oznajmiła nam, że jest z Liamem.
- To było wtedy, kiedy Brandy Cię całowała? – Przymknęłam powieki, kiedy poczułam jego usta na swojej szyi.
- Mhm… - mruknęłam, odchylając głowę w bok. Jak ja uwielbiałam, kiedy ten facet w tak cudowny sposób mnie dopieszczał.
- A wiesz, co mi się najbardziej podobało? Wtedy, kiedy siedzieliśmy wszyscy u mnie, a ty i Brandy prawie zaczęłyście się pieprzyć…

My wcale nie byliśmy naćpani. Oprócz tego, że na stoliku leżały skręty, bibułki i zielsko. Jedno z najlepszych zresztą. Nie wnikam, skąd to wszystko brał William. Ale w sumie… co za różnica? Pewnie gdybym ja sama chciała, to też bym znalazła. Ale to on był tym typowym bad boyem w tej paczce. Ta rola mu zdecydowanie pasowała. Starszy, wielki, chodzący w skórach, jeżdżący albo na motocyklu (nie wnikałam skąd miał Harleya, chociaż właściwie ojciec mógł mu go kupić) albo Dodge'a Challengera z 1970. Sama bym takiego chciała.
Właściwie to nawet nie pamiętałam do końca, jak to wyszło. Ale w którymś momencie siedziałam na Brandy, jej dłonie ściskały mój tyłek, za to nasze usta zawzięcie się całowały. Byłam otumaniona. Słyszałam dobiegające jakby z oddali wiwatowania chłopców oraz, o dziwo, pochlebne słowa Crystal. Ona później nic nie pamiętała. Najwyraźniej zabalowali z Liamem mocniej sam na sam. My za to wiedzieliśmy, że wcale tak święta, na jaką próbuje wyjść – nie jest.
- Brandy, ściągnij jej bluzkę. – Czy Andrew zawsze musiał się wtrącać nie tam gdzie trzeba? Brunetka jednak bez zastanowienia złapała za brzeg czarnego topu i już po chwili siedziałam w samym staniku i grzesznie krótkich szortach, pod którymi nie było bielizny. Louis mi ją zakosił po wuefie.
- Cherry, pokaż wszystkim, że nie jesteś gorsza i też potrafisz ją rozebrać. – Odwróciłam głowę w stronę głosu – William. Uśmiechnęłam się do niego i po chwili pozbawiłam Thomas bluzeczki, pod którą – ku naszemu zdziwieniu (albo i nie) nie było stanika.
- To lubię – mruknęłam do niej i już po chwili wypięłam tyłek w stronę widowni, ustami zasysając jej sutek. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego ludzie mówili, że seks z tą samą płcią to coś złego. To mogło być całkiem zabawne i przyjemne. Przeniosłam się ustami na drugi cycek i w tym samym momencie po moich ramionach zsunął się stanik, a czyjeś dłonie zaczęły masować moje obie piersi. Ten dotyk poznałabym wszędzie. Louis wiedział jak sprawić, by mnie tylko bardziej podniecić. Co chwilę podszczypywał sutki, na zmianę z muskaniem ich kciukami. Czułam, jak napierał na mój tyłek. Całkiem nieźle mu już urosło w portkach. Miałam wrażenie, że szykowała się całkiem niezła zabawa.
- Stań na ziemi, piękna – wyszeptał, kładąc się na mnie. Wykonałam jego polecenie, zerkając na bok. Crystal i Liam wyszli na zewnątrz. Chyba jej starczyło rozrywki tego typu na ten wieczór. Może poszli do niego?
Jego dłonie nagle odnalazły zamek w szortach, które po chwili zaczęły się zsuwać w dół. Stałam tam kompletnie naga, mając na nogach jedynie trampki. Podniosłam nogę do góry, kiedy zaczął wyswobadzać mnie z dżinsu. Sama zajęłam się rozporkiem w spodenkach Brandy. Byłam pewna, że Andrew już sobie walił konia, a William jeszcze chwila, a sam przyjdzie pieprzyć Thomas.
Jęknęłam, kiedy Louis wsunął we mnie dwa palce. Musiałam być już naprawdę mokra, skoro nawet nie poczułam żadnego oporu. Zaczął poruszać dłonią coraz szybciej, kiedy ja ściągałam z brunetki ostatnią przeszkodę. Spojrzałam w jej oczy i uśmiechnęłam się do niej. Ona odwzajemniła to i poprawiła się na skórzanej kanapie. Podpierałam się dłońmi kanapy, zamierzając znowu zatopić swoje wargi w jej ustach, jednak nie zdążyłam, bo Louis wsunął w moje usta palce. Czułam na nich swój smak. Chwilę później wypełnił mnie całą. Musiałam się odsunąć nieco od Brandy. Tym samym o wiele mocniej się wypinając, a w końcu uznałam, że niby dlaczego ja miałam mieć tylko przyjemność, skoro mogłam ją sprawić swojej przyjaciółce? W taki sposób moje usta objęły słodkie, różowe płatki, przynosząc rozkosz Thomas. Przejechałam językiem wzdłuż jej szparki po to, by po chwili wsunąć w nią język tak głęboko, jak tylko mogłam. Sama byłam posuwana przez Louisa. To musiało wyglądać z boku obłędnie. Aż żałowałam, że nikt z nas nie wpadł na pomysł wcześniej, by to nagrać. Brandy wzdychała, a jej piersi podnosiły się do góry coraz szybciej. Ja sama co chwilę pojękiwałam z każdym mocniejszym ruchem Warra.
Usłyszałam brzdęk odpinanej klamry męskiego paska. Najwyraźniej William postanowił się przyłączyć. Nie ukrywałam, że udało mi się całkiem nieźle rozgrzać jego dziewczynę. Brandy też raczej nie narzekała, szczególnie, jeśli spojrzeć na jej leniwy wyraz twarzy.
 Louis sam zwrócił najwyraźniej na to uwagę, bo udało mi się po raz ostatni zassać jej łechtaczkę, sprawiając, że jęknęła głośniej, zanim odciągnął mnie do tyłu, wciąż we mnie tkwiąc. Czułam, jak owinął sobie wokół nadgarstka moje włosy i w taki oto sposób, trzymając je, pociągnął mnie do tyłu. Cholera, jak ja to lubiłam. Przesunęliśmy się i pozwolił mi się oprzeć o oparcie kanapy. Tuż obok Brandy już ujeżdżała Willa. Tylko biedny Andrew siedział na fotelu i obserwował. Gdybym była mężczyzną, prawdopodobnie albo bym wyszła, albo przerżnęła którąś z nas. Musiał być naprawdę samowystarczalny…

- Och! – jęknęłam, kiedy dłoń Louisa wsunęła się pod moje majtki.
- Kto cię tak rozpalił, hm? – Wsunął we mnie palce, opierając mnie prawie siłą o swój tors i zaczął mnie posuwać dłonią.
- Brandy…
- Zła odpowiedź – zaczął robić to mocniej, a moje ciało wygięło się w łuk. Och, kurwa. Tak Louis, tak… Potrafił sprawić, że dochodziłam prawie za pstryknięciem palców. Tym razem jednak do tego nie dopuścił i, kiedy najwyraźniej czuł, że byłam już blisko – zabrał rękę i cmoknął mnie w policzek. – Dobranoc, piękna. – Miałam ochotę zapierdolić tego gnoja. Jak on mógł mnie zostawić w takim stanie? Jęknęłam sfrustrowana, po czym wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, by dokończyć to, co zaczął Warr. A później się dziwić, że na twarzy pojawiały się jakieś syfy.

*

Siedziałam na kamieniu i nie mogłam się ruszyć. Dookoła były drzewa, wszędzie panował mrok. A ja siedziałam i patrzyłam, jak jakiś psychopata odcinał siekierą człowiekowi nogi, ręce…. Zwyczajnie kroił go, kiedy tamten był kompletnie świadomy. Czułam, że po moich policzkach spływały łzy. Nie mogłam ruszyć się i pomóc temu człowiekowi, to był jakiś młody chłopak, wyglądał znajomo. Leżał i krzyczał. Widziałam, że krzyczał, chociaż go nie słyszałam. To było straszne. Na jego twarzy malował się ból. A ten psychopata z uśmiechem na twarzy rąbał go na kawałeczki tak, jakby był zwykłą kłodą drewna. Chciałam zamknąć oczy, ale nie mogłam. Zupełnie tak, jakby wszystkie nerwy i mięśnie w moim ciele zniknęły, a ja byłam zwykłą kukłą. Dookoła była krew, która tryskała z każdym uderzeniem siekierą o ciało.
- Pomóż mi. Cherry, pomóż mi! – Widziałam, jak jego usta się ruszały, ale nie byłam w stanie nic usłyszeć. Byłam jak w transie. Nie chciałam na to patrzeć, nie mogłam mu pomóc, chociaż tak bardzo chciałam. Ale nie byłam w stanie drgnąć. Skupiłam się za to na tym, by zamknąć oczy. Starając się to zrobić, czułam się tak, jakby powieki ważyły tonę i drobny ruch przynosił mi niesamowity ból, zupełnie tak, jakby odrywały się od reszty twarzy.
W końcu mi się to udało, chociaż byłam niemalże pewna, że po twarzy spływały mi krople krwi zamiast łez. Kiedy ponownie otworzyłam powieki, moją twarz podtrzymywał ten świr. Śmierdział jak martwe ciało w kanalizacji. Smród był niesamowity. Jego twarz była poorana zmarszczkami, pod oczami miał głębokie sińce, jakby nie spał od tygodni. W oczach miał obłęd. Kilkudniowy zarost, siwe, postrzępione włosy, na czubku łysina, jakby sam je sobie wyrywał, opryskany krwią. Krwią tego chłopaka. Miał szeroki uśmiech, pokruszone żółto-szare zęby, jakby łamał je, gryząc twarde rzeczy.
- Pokaz ci się podobał, maleńka? – spytał. Dlaczego go słyszałam? Dlaczego nagle słyszałam cokolwiek? Jego głos był ochrypły, świszczący. Bałam się, tak bardzo się bałam. – To wszystko dla ciebie, możesz być dumna… - pogładził moją twarz palcami, zostawiając na policzku smugi krwi i ziemi.
- Bardzo dobrze, Hardwick. Teraz czas na ciebie. – Nie rozumiałam, kto to mówił, słyszałam głos, ale nie wiedziałam, skąd on dochodził.
- Nie rób tego, błagam, nie rób tego! – Starzec się odsunął do tyłu, puszczając moją twarz. Co ja robiłam? Co ja do cholery robiłam?!
Widziałam, jak wstałam, jak podchodziłam do niego, jak moje paznokcie wbijały się w jego szyję, jak moja dłoń brudziła się krwią tego człowieka. Patrzyłam w jego oczy, patrzyłam na to, jak dusił się własną krwią. Nagle zobaczyłam lustro tuż za nim. Widziałam siebie, mordującą tego człowieka, z uśmiechem na twarzy i mętnym wzrokiem, zupełnie takim, jakbym była czymś naćpana.
Chwilę później puściłam ciało mężczyzny, który, wykrwawiając się, upadł na ziemie, trzymając się za gardło, bojąc się śmierci.
- Och Cherry, spisałaś się – powiedziałam do własnego odbicia. Moje oczy natychmiast się rozszerzyły. Spojrzałam na mężczyznę, na ciałko chłopaka, na siebie i nagle zaczęłam krzyczeć.

Właśnie w taki sposób się obudziłam – krzycząc.
- Ciii, spokojnie. Cherry, jestem tu. – Silne ramiona obejmowały moje ciało, przytulając mnie do rozgrzanego torsu. – To był tylko sen, zwykły zły sen… - Nim zorientowałam się, że to Louis, minęła dłuższa chwila. I kiedy w końcu przestałam krzyczeć – rozpłakałam się.

Po kilku godzinach dosłownej męczarni nastał poranek. Nie spałam od momentu, kiedy Louisowi udało się mnie jako tako ogarnąć, tudzież uspokoić. Leżałam zamknięta w jego ramionach, aż przez okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca.
I kolejne godziny leciały. Była dziewiąta, kiedy Lou w końcu przewrócił się na drugi bok, puszczając mnie. Nie mogłam już dłużej leżeć. Było mi niedobrze i byłam zmęczona. Podniosłam się i od razu poszłam do łazienki, by wykonać poranną toaletę. Spojrzałam w lustro. Blada twarz, sińce pod oczami. Jeśli zdecydowałabym się wyjść z domu, potrzebowałabym mnóstwo korektora.
Wsunęłam na biodra szare dresy i założyłam luźną, bawełnianą bluzkę, która zsuwała mi się z ramion, pozwalając, by rękawy stały się jeszcze dłuższe. Wysoko związałam włosy, nie kwapiąc się nawet rozczesaniem ich i wyszłam po cichu z pokoju. Warr wciąż spał. Postanowiłam zrobić śniadanie. Może obudzi się, jak poczuje jakiś zapach?
Pierwsza czynność wykonywana tuż po wyjściu z łazienki: parzenie kawy.
Tak więc podstawiłam pod ekspres dzbanek, nasypałam ziarna kawy i odpaliłam urządzenie. I jak to już bywa prawdopodobnie u każdego człowieka – im większe zmęczenie, tym zimniej. Nie byłam wyjątkiem. Kawa się parzyła, a ja w tym czasie podeszłam do lodówki, otwierając ją. Pytanie, co lepsze? Tosty, pancakes, jajecznica z bekonem, a może zwykłe kanapki? Coś mi powiedziało, że naleśniki jako moja zachcianka będą musiały mu się spodobać. Wyciągnęłam z lodówki mleko, jajka i masło. Reszta była w szafce. Po wyciągnięciu wszystkiego, jednocześnie pilnując, by nic nie stało się z życiodajnym napojem, przystąpiłam do robienia placuszków.
W głowie wiało mi kompletną pustką, wszystko robiłam machinalnie. Starałam się nawet nie zamykać zbyt często oczu, bo przed twarzą w ciągu dalszym widziałam tego mężczyznę, który przyprawiał mnie tak bardzo o ciarki.
Nie wiem ile czasu minęło od momentu, kiedy skończyłam smażyć i usiadłam przy stole z talerzem ciepłych naleśników. Od razu polałam je syropem czekoladowym. W kubku obok parowała gorąca kawa, którą osłodziłam dwiema łyżeczkami cukru. Louis jeszcze nie zszedł. Nie chciałam go budzić, więc zaczęłam jeść w samotności.
- Czemu mnie nie zawołałaś? – Masz ci babo placek, jak na zawołanie pojawił się nagle znikąd. To, że słyszał szepty to jedno, ale żeby słyszał myśli? O tym nie pomyślałam.
- Spałeś, nie chciałam cię budzić. Jak chcesz to na talerzu w kuchni stoją ciepłe placki. Weź sobie ile chcesz. I kubek. – Posłałam mu lekki uśmiech, zerkając przelotnie na jego sylwetkę.
- Okej, zaraz do ciebie wracam. – Podszedł do mnie i objął dłonią moją głowę, po czym pochylił się i jak zawsze rano – pocałował mnie w czoło. Musiałam przyznać, że lubiłam ten jego rytuał.
- Nigdzie się nie wybieram – mruknęłam i odkroiłam widelcem kolejny kęs ciasta, po czym wsunęłam go do ust, powoli przeżuwając. Czułam się otępiała. To zdecydowanie mógłby być długi i męczący dzień.
- Nie spałaś wcale, prawda? – spytał, siadając po mojej lewej stronie. Nalał sobie na pancakes syrop klonowy, następnie wlewając kawy do kubka. W przeciwieństwie do mnie – nie słodził.
- Aż tak widać? – Spojrzałam na niego, pozwalając, by moja ręka zastygła w połowie drogi z widelcem do ust.
- Z reguły nie masz sińców pod oczami, Cherry. – Wzruszyłam ramionami i ponownie mozolnie zaczęłam przeżuwać placek. –  Chcesz mi o tym opowiedzieć?
Chciałam? Nie byłam tego aż tak pewna. Jeden raz mi stanowczo wystarczył. Żeby mu o tym opowiedzieć, musiałabym znowu przywołać te wszystkie obrazy.
Pokręciłam przecząco głową.
- Jeśli zmienisz zdanie, mów. – Wyciągnął dłoń i przykrył nią moją rękę, po czym delikatnie pogładził ją kciukiem, tym samym prawdopodobnie chcąc mi dodać nieco otuchy.
- Wiem, Lou. – Spojrzałam na jego twarz, odkładając widelec na talerzyk i wolną dłonią sięgnęłam do jego włosów, odgarniając je z czoła.
- Jesteś strasznie zimna – zauważył, po czym przechylił się, spoglądając pod stół. – I nie masz skarpetek. Przeziębisz się i będziesz narzekać na to, że z nosa ci cieknie. – Wywróciłam oczami, śledząc uważnie jego ruchy, kiedy się prostował. Fakt, że nie miał na sobie koszulki, sprawiał, że coś z jednej strony przyjemnie przewracało mi się w dołku, z drugiej powodowało, że robiło mi się jeszcze zimniej.
- Jak nie spała całą noc, to co się dziwisz? – Aż podskoczyłam na krześle. Czy ci idioci nigdy nie nauczą się kultury?
- Mógłbyś chociaż czasami używać dzwonka, Andrew? – spytałam z wyrzutem. Od razu zabrałam rękę spod dłoni Louisa.
- Wybacz, ale William potrzebuje twojego kochasia, pilnie.
- Poczeka chwilę. Chcę zjeść śniadanie jak człowiek. – Louis nie przejmował się niczym. A przecież William mógł mu w jakiś sposób coś zrobić, prawda? Był alfą, Louis musiał się go słuchać, a tymczasem sprzeciwiał się. Jakim cudem jeszcze nigdy za to nie oberwał? Nie miałam pojęcia.
- Zostało wam coś jeszcze?
- Dla ciebie? Nigdy, idź na zewnątrz. – Nie miałam problemu, by go wyrzucić. Nie był dla mnie nikim ważnym, w dodatku nie potrafił uszanować prywatności.
- Jak sobie życzysz, panienko. U Williama, za maksymalnie pół godziny – rzucił Sharman, po czym wyszedł tą samą drogą, którą wszedł – oknem.
- Palant – mruknęłam pod nosem, po czym usłyszałam donośny śmiech tego idioty i tekst już spoza domu „SŁYSZAŁEM!”. Odechciało mi się od niego jeść, więc odsunęłam od siebie talerz i sięgnęłam po kubek z kawą, który objęłam obiema dłońmi. Starałam się skupić na piciu kawy, a nie na tym, że Louis pospiesznie jadł po, by za moment się pożegnać ze mną.
- Nie przejmuj się nim, dalej jest zazdrosny o to, że jako jedyny jest sam jak palec i jedynie może sobie pomarzyć o dziewczynie. – Uśmiechnął się pocieszycielsko Warr. Gdyby tylko wiedział, jak wiele w tym było prawdy.
- Nie przejmuję się. Idź już, nie chcę, żebyś poniósł jakieś konsekwencje.
- Dobrze wiesz, że William nic mi nie zrobi. – Co z tego, że on tak mówił, skoro w każdym momencie mógł być ten pierwszy raz? I co z tego, skoro i tak się spieszył, chociaż starał się udawać, że mu wszystko jedno.
Więcej się nie odezwałam, pozwalając, by w ciszy skończył jeść i dopijać kawę. Zamierzałam się zająć sprzątaniem po jego wyjściu. Może chociaż to pomogłoby mi zająć się czymś innym.
- Przepraszam cię, Cherry. Muszę iść. – Zerknęłam na niego, na zegarek i znowu na niego. – Najchętniej bym z tobą został.
- Spokojnie. Posprzątam w domu trochę. Zrobię w końcu coś pożytecznego – uśmiechnęłam się, podnosząc się z krzesła. – Przyniosę ci koszulkę. – Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ja już wspinałam się po schodach na górę do swojego pokoju. Odnalazłam jego t-shirt na krześle. Uniosłam go do góry i przytknęłam do nosa, przymykając delikatnie powieki. Rozkoszowałam się tym zapachem.
- Możesz ją tu sobie zostawić, jeśli chcesz – odezwał się nagle, stojąc za mną. Nie ukryłam, że aż serce podeszło mi do gardła ze strachu. – Przepraszam. – Położył dłoń na moim ramieniu, a po chwili pociągnął do tyłu, przytulając mnie do siebie. – Wrócę do ciebie wieczorem.
- Rodzice już będą…
- Wejdę przez okno. Kocham cię, Cherry. W razie czego dzwoń – powiedział, całując mój policzek. Odwróciłam się do niego przodem, obejmując go w pasie. Nie protestował, pozwalał mi się do siebie przytulić.
- Będę na ciebie czekać. Idź już. – Odsunęłam się od niego, po czym zadarłam głowę do góry i pocałowałam czule jego usta.
- Zadzwonię. – Wziął jednak koszulkę, po czym, założywszy ją, wyszedł z pokoju. Minęła chwila, a usłyszałam trzask zamykanych drzwi. 

Zostałam sama.

8 komentarzy:

  1. Pierwsza?!
    Skarbie, gdybym była facetem, to od tych historii by mi stanął! Bez kitu.
    Pominę również to, że mnie okłamałaś, ale łagodzi to fakt, że wcześniej coś bąknęłaś o tym i wstawiłaś to "dnia jutrzejszego, który był wczoraj". I kocham Cię i dobrze o tym wiesz, bo to jest zajebiste i ty jesteś genialna. I minie trochę czasu zanim połapię się w bohaterach, ale to nie ważne, nie zginę. I jeszcze ten wstęp człowieka na wejściu zbija z tropu. Taka niepozorna dziewczyna była w pierwszych dniach szkoły, a tu proszę! I jeszcze wilkołak, który za dużo może - wszystko słyszy, za dużo widzi...dobrze, że w myślach nie czyta. Chociaż między sobą to oni chyba mogą, nie? Jak tak to przejebane...No i Willy, mój bad boy i alfa...mru! :D Gott...dajcie mi jakiegoś dobrego faceta, bo to napięcie powoli nie daje mi żyć!
    Nie każ mi do cholery czekać tyle czasu na nowy odcinek. Przecież ja zdechnę z ciekawości.
    Tak, tak, też Cię kocham Myszko! :* <3

    OdpowiedzUsuń
  2. W ogóle mam takie wrażenie, że to jawna niesprawiedliwość, że ja ci tu spamuję komentarzem, a ty u mnie nic. Mam argument na swoją korzyść, bo ja czytałam ten rozdział trzeci raz, a ty mój zaledwie raz, maksymalnie dwa przy komentowaniu. Tralalala.
    Oczywiście wiadomo, że mi cały rozdział pasował, bo w większości było to, co ja lubię, a czego nie mogę na własne nieszczęście znaleźć gdzieś indziej, czyli odkrywanie swojej własnej seksualności (dafuq?). Dobra, zaczynam bredzić, ale to dlatego, że słucham "du liebst mich nicht" od Lafee, nie wiem po co, ale jakoś przy ostatnim moim rozdziale mnie natchnęło na niemieckie piosenki, lol. A, no, no i mi się podobał ten rozdział, ale to już mówiłam. W ogóle Louis jaki uroczy i miły. W dalszym ciągu to dla mnie dziwne, w ogóle co ja mam pisać, skoro już ci wszystko powiedziałam? Pustostan, pustoooostan. Fick dich und deine ganz beschissene Show, du liebst mich nicht! tu tu tu dumm tu tu tu dumm.
    Ja tam czekam na dalsze odcinki, bo wiadomo jak to z tymi początkami. Nie wiadomo do końca o co chodzi i czeka się na wyjaśnienie. Wraz z Klaudią jestem oczywiście w teamie Williama, ale nie żebym była jakaś szczególnie oczywista w tym momencie.
    Love you! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No raczej, że Williama! <3 Nasz bad-boy jest ALFĄ!

      Usuń
  3. mm brawo ;)) podoba mi sie to od cholery bardzo :D czekam jak zawsze

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam go trzy razy. Raz do połowy rano, na tablecie, zupełnie zamroczona snem i nie wiedząca, kto jest kim, dokończyłam ukryta w łazience po powrocie, gdzie tata myślał, że utopiłam się z głową w muszli, no i na laptopie, gdzie dopiero wszystko okazało się jasne. Co do kwestii, kto jest kim, bo żebym mogła mówić o jasności mojego umysłu, to tutaj jest nieco odwrotnie. Co to był za sen? Czuję taką samą traumę jak Cherry. Ale wydaje mi się, że zawierał w sobie jakąś podpowiedź, jakiś znak, klucz, a może odpowiedź. Sama nie wiem, ale wydaje mi się, że powinna przeczytać go jeszcze raz i rozłożyć na części pierwsze, zastanowić się.
    Louis kochany i dobry? Trochę mi to do niego nie pasuje, zupełnie inaczej go sobie wyobrażałam, po tym wszystkim, co mi zdradziłaś na boku. Ja wiem, że i tak wybuchnie jak bomba w momencie, gdzie rozpierdoli wszystko, co dotąd tak ładnie wyglądało. Prawdopodobnie go znienawidzę, co?
    Powiedziałabym "Rozumiem Crystal", ale zabrzmiałabym jakbym żartowała z samej siebie w tej chwili, dlatego powiem, że miło mi się czyta o naćpanej paczce z Brookhaven, a co mi tam.

    Wielki PLUS za styl i język, jakoś tak ewoluowałaś na przestrzeni Kubek - TSM. Podoba mi się to.

    Oli.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że nie umiem pisać komentarzy, ale przeczytałam i stwierdzam: wow. Zawsze świetnie piszesz, ale przyznam, że tutaj przeszłaś samą siebie. Czekam na kolejną część i masz ją napisać szybko! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest mega! Do sceny z siekierką czytałam baardzo intensywnie ^^. Co za koszmarnie obrzydliwy sen po prostu :D Bardzo fajny szablon i wszystko tu jest fajnie :D
    Czekam z niecierpliwością na następny!!
    Pozdrawiam,
    Claudia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tutaj stawiam kropeczkę, że byłam.
    Już nie raz mówiłam Ci, co myślę o tym tekście. Jest dobry. Podoba mi się, jak wprowadzasz czytelników w świat Cherry, łączące ich relacje, role jakie pełnią. To na razie wszystko jest bardzo mgliste i jeszcze nie do końca "wyklute", ale czego się spodziewać po 1 nocie? Chcę więcej, dlatego idę do 2 :D
    xo

    OdpowiedzUsuń