Episode 07. (Oh, Baby boy)

Lekcja ciągnęła się w nieskończoność. Pierwszy raz miałam ochotę wyjść naprawdę do toalety i zginąć tam, na co najmniej pół lekcji. Cały czas czułam na sobie wzrok tego nowego. Jakby zupełnie nie interesował się tym co mówiła ta czterdziestoletnia kobieta, której zadaniem było nauczenie nas czegokolwiek, żeby nikt nie mógł powiedzieć o nas „o, kolejni debile”. Odliczałam minuty do dzwonka niczym Britney Spears w „Baby one more time” Brakowało mi kokardek we włosach i szkolnego mundurku.
- Jaki jest twój problem? – spytałam w końcu, patrząc na niego. Dawno nie spotkałam się z tak irytującym człowiekiem, na jakiego wyglądał Dylan, a raczej to jakie wrażenie już na starcie na mnie wywołał.
- Nie mam żadnego problemu, Cherry – powiedział, patrząc mi w oczy, w których przysięgam, że mogłabym utonąć. To był tak kiepski i tani tekst, a jednak jak o tym myślałam, wydawał mi się być całkiem sensowny. Chociaż miał brązowe tęczówki tak jak Liam czy William, czy  chociażby Brandy… jego oczy były… Miały w sobie jakąś cholerną magię i kiedy raz się w nie spojrzało, nie można było przestać patrzeć. I błyszczały czymś, czego ja nie znałam.
- To po cholerę się cały czas gapisz, co?
- Zastanawiam się, dlaczego ludzie ciągle o tobie gadają. Owszem, jesteś ładna, ale nie jesteś  wyjątkowa. Już twoja przyjaciółka jest bardziej wyrazista. A ty zlewasz się z tłem – stwierdził, a ja przymrużyłam powieki. Nie wierzę, że ktokolwiek odważył się powiedzieć to na głos. Że niby co on mi insynuował w tym momencie? Że co? – Może się mylę, ale wyglądasz na całkiem normalną i przeciętną. – Zacisnęłam mocno zęby. – Ale najwyraźniej musisz mieć dużo kasy, skoro…
- Dla twojego własnego dobra: zamknij się – powiedziałam z grymasem na twarzy. Gdzie był Louis? Odwróciłam się w stronę tablicy. Jeszcze dziesięć minut. Matko. Jeszcze pieprzone dziesięć minut, a ja tu umrę, jeśli to nie minie szybciej. Usłyszałam, jak parsknął śmiechem, po czym, zezując kątem oka na niego, zauważyłam, jak z głupim uśmiechem odwraca się w końcu w stronę tablicy.

Po skończonej lekcji bez słowa wyleciałam z sali jak z procy, modląc się o to, by gdzieś natrafić na Louisa. I Boże, jak mi się ciepło zrobiło, kiedy nie zauważyłam go i wpadłam prosto w jego ramiona. Co za ulga.
- Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę, że cię widzę – powiedziałam, stając na palcach i mocno go pocałowałam. Nie pamiętałam, kiedy po raz ostatni byłam tak szczęśliwa na jego widok.
- Aż tak się za mną stęskniłaś? – spytał z głupim uśmieszkiem, a ja poczułam jego dłoń na swoim pasie, gdy mocno mnie do siebie dociskał.
- Mhm… - mruknęłam, kiedy po raz kolejny mnie pocałował. Starałam się nie zwracać uwagi na nikogo, chociaż jak zwykle byliśmy tymi, którymi każdy się najbardziej interesuje.
- Jak szyja? – spytał, w końcu odsuwając się ode mnie i odsłonił moje włosy, by spojrzeć na moje blizny. – Nie jest najgorzej – stwierdził.
- Owszem. Grunt, że mogę już normalnie spać, bo to było wkurzające – stwierdziłam i uśmiechnęłam się do niego ciepło.
- To dobrze. Gdzie reszta? – spytał.
- Pewnie wyszli na zewnątrz – skwitowałam. – A właściwie gdzie ty byłeś na pierwszej godzinie? Jakiś frajer zajął twoje miejsce…
- Musiałem coś ogarnąć, chodź – odpowiedział wymijająco i złapał za moją dłoń i pociągnął mnie do wyjścia przed szkołę, gdzie zapewne zebrała się cała nasza paczka. Byłam niemalże pewna, że mijamy tego nowego, który się na mnie gapił. Przez to czułam się jeszcze bardziej nieswojo, niż kiedy jakiś przeciętny nerd wlepiał we mnie te swoje patrzałki. Ścisnęłam lekko jego dłoń i wyszłam na zewnątrz tuż przed nim. – Ładnie dzisiaj wyglądasz. Dobrze widzieć cię w czymś innym niż dres.
- Co? – spytałam. Jakim cudem widział mnie w dresie, skoro unikałam kontaktu z nim?
- Nie dopuszczałaś mnie do siebie, ale przecież wiesz, że widzę więcej niż może się wydawać – uśmiechnął się do mnie sardonicznie. Przysięgam, że aż zrobiło mi się gorąco. A co jeśli Louis tylko udawał, że o niczym nie wie, a w rzeczywistości wiedział? Na szczęście moje wybawienie wyrosło prosto spod ziemi.
- Jak was dobrze widzieć, moje wy gołąbeczki – zaćwierkotała Brandy, a ja uniosłam brwi wysoko do góry. – Ale on cię rozpala. Chyba rzeczywiście ci seksu ostatnio brakowało – powiedziała jak gdyby nigdy nic. Jakbyśmy nie miały wyjątkowo szczerej rozmowy, a ona nie miałaby świadomości, co ja robiłam i tak dalej. Uśmiechnęła się szeroko i poczekała jeszcze chwilę, aż dołączy do nas Liam z Crystal.
- Co jest? – spytał brunet.
- A no to, że pamiętacie, mam nadzieję, że w piątek będzie impreza u mnie?
- A co jest w piątek? – spytała Crystal. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Na przykład Halloween? Obudź się Brennan – mruknął Warr, posyłając jej litościwe spojrzenie. Co mnie ominęło przez ten cały tydzień?
- Tak i mam nadzieję, że przyjdziecie. W sumie to zaprosiłam całą szkołę, połowa odpadnie, bo nie będzie chciała się zbłaźnić…
- Tego nowego też? – spytałam, przekrzywiając lekko głowę w bok.
- Jak się odważy, to czemu nie. Nie zamknę mu drzwi przed nosem – wzruszyła ramionami. Przymrużyłam oczy, totalnie nie rozumiejąc, co się dzieje. I o co tu chodzi. Czułam się kompletnie wytrącona z rzeczywistości. Nie było mnie w szkole przez tydzień, a moja własna paczka zachowywała się tak, jakby coś przede mną ukrywali. Musiałam zapamiętać, by nigdy więcej nie opuszczać ani jednego dnia w szkole. Zacisnęłam usta i spojrzałam na Louisa, który wydawał się być w bardzo dobrym humorze.
- A co to za nowy? – spytała Crystal, zerkając na mnie.
- On… - zaczęłam, ale brunetka wtrąciła mi się w zdanie.
- Nazywa się Dylan, jest cholernie przystojny i jest w naszej klasie. Jakbyś nie była na schadzce z Liamem, udając cichociemną, to byś wiedziała.
- Co ja ci zrobiłam? – spytała Crystal, nie rozumiejąc, o co chodziło Thomas.
- Nic. Okej, my zawijamy, a wy się bawcie, dzieci drogie – odpowiedziała dziewczyna i pociągnęła Williama za sobą, który miał na ustach ten swój typowy uśmieszek. Jedno było wiadome: poszli się pieprzyć.
- A wy co robicie teraz? – spytał Liam.
- Właściwie to sam nie wiem, najchętniej bym stąd się zawinął, bo ten dzień zapowiada się nudno. Myślałem, że moja księżniczka narobi szumu swoim powrotem, a tu jakiś nowy zgarnął jej zabawę – westchnął i mocniej mnie docisnął do siebie. Spojrzałam na niego wręcz z wyrzutem. O co tu, kurwa, biega?
- Cherry, chodź ze mną do kibla – powiedziała w końcu Crystal, odsuwając się od Liama.
- Okej.
- Nigdy nie pojmę, po co dziewczyny chodzą do kibla parami – stwierdził Warr w momencie, kiedy Crystal cmokała policzek Liama. Złapała mnie w końcu za rękę nim ten zdążył się zorientować i pociągnęła mnie w stronę szkoły. Dopiero kiedy byłyśmy wewnątrz, spojrzałam na nią, puszczając jej rękę.
- Dziękuję – szepnęłam, uśmiechając się lekko.
- Czy tylko ja mam wrażenie…
- Że oni coś ukrywają? Nie – westchnęłam, opuszczając głowę w dół i szlag by to trafił. Odbiłam się jak piłeczka od czyjegoś ciała i przysięgam, że czułam prawie jak upadam, ale w tym samym momencie poczułam też silne ramię łapiące mnie w pasie. Ten dzień ledwo się zaczął, a już był katastrofą.
- Taka niemiła, a tak na mnie leci? – spytał ze śmiechem brunet, który pomógł mi stanąć na nogach. Spojrzałam na niego i kompletnie się pogubiłam. Skąd się nagle wziął tuż przede mną? – Nie przedstawisz mnie koleżance, Cherry? – zapytał. Otworzyłam usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobył. W końcu je zamknęłam.
- Crystal. – Brunetka sama się przedstawiła, wyciągając do niego dłoń, którą on od razu uścisnął z przyjaznym uśmiechem.
- Dylan – odpowiedział, po czym spojrzał na mnie. – Właściwie to cię szukałem. Dyrektorka prosiła, żebyś przyszła do niej. I martwię się, że nie spodoba ci się to, co ma do powiedzenia – westchnął teatralnie.
- Dlaczego mam dziwne wrażenie, że to będzie coś wspólnego z tobą? – spytałam. On uśmiechnął się niewinnie i wzruszył ramionami.
- Właściwie to muszę iść tam nawet z tobą. Twoja przyjaciółka może się dołączyć. Im nas więcej tym weselej – powiedział, uśmiechając się tak, że w jego policzkach pojawiły się urocze dołeczki. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Crystal, która natomiast się uśmiechnęła. I w taki oto sposób dotarliśmy w trójkę do gabinetu dyrektorki. Oczywiście Crystal musiała zaczekać na zewnątrz. I Boże, ja wcale nie obudziłam się z tego koszmaru.

Stałam i patrzyłam na Lowery, nie rozumiejąc ani jednego słowa z tego, co ona do mnie mówiła. Jak to miałam się zająć tym tu obok?
- Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, Cherry. – Uśmiechnęła się do mnie pogodnie. Nie dość, że w tym roku, wszyscy zachowują się tak, jakby zapomnieli o moich urodzinach, nie dość, że Andrew wyjął mnie z życia na tydzień, to jeszcze teraz miałam być niańką dla jakiegoś kolesia, który był tak irytujący w swojej osobie, że to mała głowa, a ponadto był ode mnie większy i nie wyglądał raczej na takiego, co potrzebuje opieki. – Po prostu przypilnuj, żeby twój nowy kolega nie pogubił się za bardzo w nowej szkole i pomóż mu ponadrabiać ten materiał, który opuścił. Mówiłeś, że od kiedy mieszkasz w Brookhaven? – Dyrektorka odwróciła swój wzrok ze mnie na Dylana, który stał obok.
- Od dwóch tygodni, pani dyrektor – odpowiedział z tym swoim czarującym uśmiechem. Zacisnęłam mocno zęby.
- Tym bardziej potrzebuje pomocy w nadrobieniu całego materiału. Z tego, co widziałam w poprzedniej szkole uczył się dobrze, więc nie powinno być problemu, prawda?
- Oczywiście.
- Więc jak, mogę na ciebie liczyć, Cherry? – spytała mnie, a ja jedynie skinęłam głową, bojąc się, że jak otworzę usta, to powiem coś, co nie będzie zbyt stosowne. – Wspaniale. Dobrze by też było, gdyby znalazł nowych przyjaciół, więc mam nadzieję, że przygarniesz go pod swoje skrzydła – uśmiechnęła się ciepło. Wymusiłam na swoich ustach uśmiech, po czym po raz kolejny skinęłam głową. Aż mnie żołądek rozbolał z nerwów.
- Czy to wszystko, pani dyrektor? Bo chciałam jeszcze pójść na przerwie do toalety – powiedziałam, z trudem utrzymując uśmiech.
- Oczywiście. I mam nadzieję, że Louis nie będzie miał nic przeciwko, jeśli się przesiądzie na jakiś czas. – I znów jak te głupie zabawki do samochodów skinęłam głową. Oczywiście, że nie będzie miał nic przeciwko. Najwyżej mu w końcu rozwali łeb. Ale kto by się tym przejmował? Na pewno nie szkoła. – Idźcie się uczyć, dzieciaki – dodała, a ja odwróciłam się na pięcie i powędrowałam do drzwi.
- Do widzenia – mruknęłam, otwierając je i wyszłam przed gabinet, gdzie czekała na mnie Crystal, a wicedyrektorka miała podejrzliwy uśmieszek na twarzy i gapiła się na mnie i… Cholera, prawie pisnęłam, kiedy poczułam jego ręce na sobie. Wymknęłam się najszybciej, jak się dało i podeszłam do brunetki, łapiąc ją za rękę i wyciągnęłam ją na korytarz, by tam poczekać na tego kretyna. – Po pierwsze NIE DOTYKAJ MNIE. Po drugie skoro jestem na ciebie skazana, masz robić to, co ja mówię. Po trzecie nie odzywaj się nieproszony. Po czwarte nie wtrącaj się tam, gdzie cię nie chcą. Czy to jasne? – spytałam prawdopodobnie bordowa na twarzy. Byłam wściekła. Modliłam się w duchu, żeby ten pieprzony październik się skończył. To była jakaś katastrofa.
- Mogę cię nie dotykać, jasne. Postaram się robić, co chcesz, ale nie obiecuję za wiele. Z tym nieodzywaniem się może być problem, a poza tym nie jestem pewien, czy to niewtrącanie się wchodzi w rachubę, bo raczej nie lubię siedzieć cicho, jak mi coś nie pasuje – stwierdził, wzruszając ramionami.
- To lepiej się tego naucz – powiedziałam, nie spuszczając go z oczu nawet na chwilę.
- Tak jest, księżniczko – skwitował, uśmiechając się pod nosem, po czym ukłonił się przede mną.
- I nie rób, do cholery, szopki. A teraz idź się poszukać przy klasie.
- Nie wiem, co teraz mamy i gdzie, więc…
- Niech idzie z nami, poczeka na korytarzu – powiedziała Brennan, a ja tylko wydałam z siebie zduszony krzyk. CO ZA KATASTROFA.
Bez słowa ruszyłam za brunetką, a on za nami.
- Nie gap się – warknęłam, czując jego wzrok na sobie. Chciałam już być w domu, bo miałam dość tego dnia. Jeszcze trzy godziny do przerwy na lunch, a później kolejne cztery i błagam, niech ktoś mnie zabije.
- Zostań tu, zaraz wrócimy – powiedziała Crystal. Nie rozumiałam, dlaczego ona jest dla niego taka miła. Chociaż właściwie z drugiej strony… Ona dla każdego była miła. Nawet nie czekałam na nią tylko weszłam do łazienki i zamknęłam się w kabinie.
- Czy jak zacznę krzyczeć, to będzie w porządku? – spytałam, słysząc, że wchodzi do kabiny obok.
- Nie wiem, o co ci chodzi, Cherr. Jest miły. I jest przystojny – powiedziała.
- To go przygarnij pod swoje skrzydła. Nie mam ochoty być jego niańką – odpowiedziałam jej, chowając twarz w dłoniach.
- Ten tydzień minie szybko. Nim się obejrzysz, a będzie piątek i impreza u Brandy. Wiesz już, za co się przebierasz? – spytała. Oczywiście, że tak. Już dawno wiedziałam. Mój strój nawet wisiał w szafie od jakichś dwóch miesięcy, by później niczego dla mnie nie zabrakło.
- Tak. Już od dawna, a ty?
- W sobotę, jak byłam z Liamem w centrum, kupiłam taki uroczy strój czarownicy. I nie, nie martw się. Nie jest raczej sięgający kostek. – Zaśmiałam się na jej słowa.
- Będziesz pewnie jak zawsze urocza – stwierdziłam, spuszczając wodę. Chwilę później wyszłam z kabiny, by umyć dłonie i doprowadzić się do ładu i składu.
- A ty? Za co się w końcu przebierasz? – spytała, dołączając po chwili do mnie.
- Na bank nie za królową śniegu. Zobaczysz w piątek. I pewnie cię to nie zdziwi. – Uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Louis się wkurzy pewnie, co? – spytała, patrząc na moje odbicie w lustrze.
- Najwyżej skończy się to tym, że mu łeb oderwie, ale co za różnica – westchnęłam, widząc, jak drzwi trzeciej kabiny się otwierają i wychodzi z nich jakaś brunetka. Przerwałam płukanie rąk i odwróciłam się w jej stronę. Patrzyłam na nią tak, jakby była jakąś zjawą. Co gorsza, nie była raczej jakoś szczególnie przestraszona jak to zazwyczaj inne miały w zwyczaju płochliwie uciekać, kiedy byłam w łazience.
- Cherry, uspokój się – powiedziała Crystal. Zakręciłam wodę i podeszłam do tego czegoś, w czym znajdowały się papierowe ręczniki. Przemilczałam raz. Jeden jedyny. Wytarłam dłonie i wyrzuciłam mokry papier do śmietnika, po czym wyciągnęłam z torby błyszczyk, poprawiając usta.
- Jak mam być spokojna, skoro mam niańczyć jakiegoś kretyna, Brandy świruje, Louis ma pierwszy raz od dawna wyjebane, a jeszcze jakaś dziewucha bezczelnie nas podsłuchuje? – spytałam, udając, że tej trzeciej tu nie ma.
- Jeśli chodzi o mnie, to nikogo nie podsłuchiwałam. Byłam tu szybciej niż wy – powiedziała, wtrącając się do mojej rozmowy z Crystal.
- I jeszcze śmie się odzywać nieproszona. – Zacisnęłam usta, patrząc na to, czy pomadka w płynie rozprowadziła się równo. – Gdyby ktoś cię nie poinformował, w tej szkole są pewne zasady. Pierwszą z nich jest nie wypierdalanie się tam, gdzie cię nie chcą. Więc lepiej zejdź mi z drogi, albo zamienię twoje życie w piekło – powiedziałam, dalszym w ciągu nawet na nią nie patrząc.
- Czyli to o tobie wszyscy mówią, że jesteś największą jędzą w szkole – stwierdziła z wrednym uśmiechem.
- Cherry, chodź, idziemy stąd – powiedziała Crystal i złapała mnie za rękę, ciągnąc w stronę wyjścia z łazienki. Chciałam wrócić do domu. Naprawdę. A ta dziewczyna… Niech jeszcze raz mi stanie na drodze, a zrobię z jej życia piekło. Wyszłyśmy na korytarz. Dylan stał naprzeciwko i patrzył na nas i chociaż byłam kompletnie wyprowadzona z równowagi, kiedy go zlustrowałam od góry do dołu… Musiałam przyznać, że jest przystojny. Cholernie przystojny i był o wiele lepiej zbudowany od Louisa, chociaż to mój chłopak był wilkołakiem, co nie miało za grosz sensu. Nabrałam powietrza w płuca i przywołałam go do siebie ręką, sama ruszając z Crystal do następnej klasy. Zaraz skończy się przerwa, więc dobrze by było być na miejscu, zanim pojawi się nauczyciel. Nienawidziłam się spóźniać.

*

Lunch. Czekałam na to cały czas i do tej przerwy unikałam Louisa jak ognia, ulatniając się szybciej niż on z klasy, a Dylan tylko za mną biegał.
- Cherr! – zagrzmiał w końcu Warr, a ja aż wykrzywiłam usta w grymas. No to mamy problem. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się w jego stronę. – Może łaskawie przestaniesz uciekać przede mną i przedstawisz swojego nowego kolegę, co?
- To nie jest mój kolega, Lou. Dyrektorka kazała mi się nim zająć, dopóki nie nadrobi materiału – powiedziałam i poczułam, ze brunet staje za mną. – Poznaj Dylana, jest nowy, przeprowadził się nie wiem skąd i nie interesuje mnie to, ma dwa tygodnie materiału w plecy i wkurza mnie robienie za jego niańkę – wypaliłam na jednym wdechu. Louis uniósł brew, lustrując go uważnie i wyciągnął do niego rękę.
- Louis – przedstawił się z uśmiechem na twarzy. Co? Od kiedy mój facet jest przyjaźnie nastawiony do innych kolesi? Cholera, co się działo w ogóle w tej szkole?
- Dylan. Jak mniemam jesteś jej facetem. Wybacz, ze zajmuję twoje miejsce, ale wykonuję polecenia dyrektorki. Nie chcę podpadać na samym początku – powiedział, ściskając jego dłoń.
- Rozumiem. I skoro tak, to pewnie znajdzie się przy naszym stoliku miejsce dla ciebie. Ciesz się, że trafiłeś na nią. Cherry to skarb. – Od kiedy Louis był wyrozumiały? Kto mu zrobił pranie mózgu? Rozejrzałam się dookoła, szukając Brandy czy kogokolwiek innego, kto zaraz wyskoczy i powie: mamy cię! A Louis wyciągnie na wierzch pazurki i go rozszarpie.
Coś tu było bardzo mocno nie tak.
Louis objął mnie w pasie i pociągnął w stronę stołówki, tym samym zapraszając Dylana do naszego grona. Czy on oszalał? Przecież to nie było w jego stylu. Ale nie odezwałam się ani słowem. Po prostu szłam i pozwalałam im rozmawiać na jakieś idiotyczne tematy, nawet ich nie słuchając. Bo i po co.
- Czemu jesteś taka nieobecna? – spytał, kiedy przekroczyliśmy próg stołówki i ustawiliśmy się w kolejce, by wziąć coś do jedzenia. Ocknęłam się z zamyśleń i spojrzałam na niego.
- Co? Sorry, zamyśliłam się – powiedziałam, odsuwając się od niego, by stanąć przed nim w kolejce.
- Pytałem, czemu jesteś taka nieobecna. Stało się coś? – spytał ponownie.
- Zastanawiam się, gdzie jest ten idiota i co z nim zrobiliście – stwierdziłam, wzruszając ramionami. Przy Louisie nauczyłam się kłamać na zawołanie. Nie mogłam sobie pozwalać na zastanowienie się nad tym, co i jak powiedzieć, bo wtedy mógłby wyczuć, kiedy kłamię.
- Na razie nie musisz się nim przejmować. Przynajmniej do końca tygodnia – uśmiechnął się do mnie lekko i pocałował moją szyję. Spojrzałam na to, co jest dostępne do jedzenia i poprosiłam kanapki, bo brało mnie na wymioty, patrząc na te papki. Poczekałam kulturalnie na Louisa, który natomiast uparł się, żeby czekać na Dylana. Kiedy brunet dołączył do nas, bez słowa ruszyłam do naszego stolika i zajęłam swoje stałe miejsce. Dylan musiał usiąść na miejscu Andrew.
- A to kto? – spytał William.
- Dylan, mój podopieczny – mruknęłam, odpakowując kanapki i od razu wgryzłam się w jedną z nich.
- Kto? – spytał z kpiącym uśmieszkiem.
- Cherry ma mi pomóc nadrobić materiał i pokazać szkołę. Zalecenie dyrektorki – powiedział brunet, a Brandy ostentacyjnie pociągnęła przez słomkę colę. Spojrzałam na nią spod uniesionych brwi.
- Nic – powiedziała, zauważając mój wzrok.
- Rozumiem… - mruknął Will i spojrzał na Louisa. Czy jemu też nie pasowało to, że Warr był jakoś przyjaźnie nastawiony do niego? – Jestem Will, to Brandy, Crystal i Liam – powiedział przedstawiając każdego. – W sumie miło, że do nas dołączyłeś – stwierdził. A ja zakrztusiłam się kanapką. No świetnie. – Co jest, mała? – spytał, patrząc na mnie.
- Co prawda Dylan jest lepszy, niż świr, Andrew – zaczęłam, kiedy w końcu zapiłam to cholerne drugie śniadanie – ale serio? Od kiedy wy tolerujecie nowych? – spytałam. – Jeszcze ty – rozumiem, jesteś wraz z Liamem najbardziej wyrozumiały, ale Louis? Co ci się, kurwa, stało? Zgłupieliście wszyscy po kolei? Ty nie jesteś wyrozumiały i z reguły szlag cię trafia, że ktokolwiek, kto nie jest kimś z tych osób – wskazałam palcem na nasze grono – a jest przystojny – kontynuowałam – odzywa się do mnie i, nie daj Boże, spędza ze mną więcej czasu, niż ty. A ty? – zwróciłam się do Brandy – Jesteś suką, to już wiemy od dawna, ale dzisiaj przechodzisz samą siebie. Popierdoliło was wszystkich równo. I nagle nic się, kurwa, nie stało? Do piątku nie będzie Andrew, ale nikogo nie interesuje fakt, że jest niebezpieczny? Kurwa, zaatakował mnie! Zabrał mi pieprzony tydzień z życia, a wy chodzicie w zajebistych humorach, jak gdyby nigdy nic, macie wyjebane po całości na wszystko i jest cacy. Możecie się do mnie nie odzywać do końca dnia – powiedziałam, wstając ze swojego miejsca. Spojrzałam na Dylana. – Idziesz czy nie? – spytałam, po czym ruszyłam ze swoją tacą, wyrzucając wszystko po drodze do śmietnika. Chciałam od nich uciec. Przyjaciele, tak? Tacy przyjaciele, że olewali mnie cały dzień i jedyną osobą, która mi towarzyszyła, był Dylan. Louis nawet przedtem nie kwapił się, by jakkolwiek ze mną porozmawiać. Pozwalał mi uciekać, co nigdy przedtem nie miało miejsca. Wyszłam ze stołówki, nawet nie patrząc na to, czy Dylan idzie czy nie. Zmierzyłam do wyjścia ze szkoły, by jak zwykle ukryć się w swoim miejscu, do którego zazwyczaj uciekałam, kiedy nie chciałam z nikim rozmawiać. Może niepotrzebnie pękłam przy nowym, który nic nie wiedział, zresztą Crystal też nie wiedziała – tak mi się wydawało, że Liam do tej pory jej nic nie wyjaśnił. Nabrałam świeżego powietrza w płuca i postarałam się nie rozpłakać, a była to w tym momencie jedyna rzecz, której chciałam.
Usiadłam pod drzewem, w najdalszym zakątku terenu szkoły i objęłam rękoma nogi, chowając w ten sposób twarz.
- Wszystko okej? – spytał Dylan. Czyli jednak poszedł za mną. Słyszałam, jak siada obok mnie.
- Myślisz, że jakby było okej, to bym tu siedziała? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Okej, to było głupie – stwierdził, wzdychając ciężko. – Źle zaczęliśmy. Powinienem był być bardziej uprzejmy – powiedział.
- Byłeś taki, jaki jesteś – mruknęłam, prostując głowę i spojrzałam na niego.
- Właściwie to nie. Chciałem się przekonać, czy jesteś taka, jak mówią – uśmiechnął się.
- I co?
- I nie jesteś. Ludzie są w błędzie, oceniając cię w taki sposób. – Uniosłam brew, słuchając go uważnie. – Jesteś sympatyczniejsza, po prostu nie jesteś ufna, ale to nie jest błąd. Nie powinno się powierzać swoich tajemnic byle komu. Pomijam tę drugą stronę ciebie, która jednak pokazuje, że kasa i uroda może być wszystkim, ale… Jesteś na to zbyt mądra. Popraw mnie, jeśli się mylę – powiedział, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Co z tego? Tobie udało się jakimś cudem odkryć, jaka jestem, reszta tego nie widzi i raczej nigdy nie zobaczy. Zawsze będą we mnie widzieć wredną sukę. I nie dbam o to właściwie. Tylko wkurwia mnie to, w jaki sposób dzisiaj zachowuje się Louis, Brandy… Oni byli najważniejsi i są, a traktują mnie, jakbym to nie była ja, tylko ktoś zupełnie inny.
- Nie przejmuj się. Ich zachowanie na pewno jest uzasadnione. Głowa do góry – wyciągnął rękę i po chwili mnie przytulił do siebie. To było dziwne, ale miłe.

Na ostatniej godzinie wyciągnąłem swój notatnik. Było mi już lepiej i musiałam przyznać, że Dylan wcale nie był aż tak irytujący, jak wydawało mi się na początku. Co prawda nie pozwalałam mu na zbyt wiele, ale już teraz wiedziałam, że raczej będę mogła na nim polegać. Z uśmiechem naskrobałam kolejny wpis i o matko, to już trzysta osiemdziesiąta dziewiąta notatka!

389
Dylan O’Brien. Nowy uczeń. Nowa zagadka. Chcę się dowiedzieć o nim więcej. Nie wygląda na takiego, co chce się wyróżniać. Ale mimo wszystko dobrze wiedzieć, z kim chodzi się na jakie zajęcia, prawda?

Chwilę później przerzuciłam kartki by trafić na ostatnią stronę, na której zapisałam swój adres i wyrwałam karteczkę podając mu ją.
- Jeśli będziesz chciał się pouczyć, możesz wpadać. Raczej nie zamierzam robić nic innego prócz siedzenia w domu, więc spokojnie możesz wpadać, kiedy chcesz – powiedziałam z uśmiechem, podsuwając mu papierek. Uważnie śledziłam jego ruchy, jak rozkłada kartkę, a następnie z szerszym uśmiechem niż mój, śledzi uważnie tekst na niej.
- Wiesz, że mieszkamy prawie obok siebie? – spytał, a ja uniosłam brwi do góry. No proszę… - Mieszkam na Saybrook Drive, w tym domu na rogu.
- To faktycznie całkiem blisko – stwierdziłam. No cóż. Nie dość, że mam nowego kolegę, to jeszcze nowego sąsiada. Ciekawe, jak to zrobił, że przez ostatnie dwa tygodnie nawet nie zorientowałam się, że ktoś nowy zamieszkał w naszej okolicy, tym bardziej, że codziennie tamtędy przejeżdżałam, jadąc na przykład do szkoły.


12 komentarzy:

  1. Przeczytałam, ale już dzisiaj nie wymyślę sensownego komentarza, wybacz. Wrócę jutro po pracy, a najlepiej pod wieczór.
    Ale mnie, tak jak Cherry, wkurza ta paczka xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrz, miałaś rację. Byłam święcie przekonana, że napisałam Ci pełen komentarz.
      Siedzę z zadowoloną buźką, kiedy Dyl ciśnie Cherr. Ha! Należy jej się. Może jej trochę utrze nosa, że nie będzie tak cwaniakowała.
      Na Louisie się zawiodłam. Liczyłam na to, że urwie mu tylko łeb. Ale cóż...marzyć fajna rzecz, nie?
      Jak doczytałam fragment u Dyrci...to było "kurwa, no nie wierzę!". Hahahaha, to była piękna akcja! Booooooooooże, uwielbiam go i jego teksty, ale i tak Will na pierwszym miejscu w moim sercu <3
      Jestem też zaskoczona, że Cherry tak wybuchła na stołówce. Co ludzie powiedzą? Duchess nie naraża swojej opinii czy coś? Toż to skandal!
      I chyba nie muszę mówić, że czekam na dalsze akcje z tą co "podsłuchuje - nie podsłuchuje, bo była pierwsza" ? :D
      Do następnego! :* <3

      Usuń
  2. Dzisiaj ci nic sensownego nie napiszę. Pomijam fakt, że nigdy tego nie robię, ale tym razem to wyjątek. Kompletny error i nie wiem nawet, co na ten temat napisać, więc tego, brawo ja. I nabiję ci tylko statystyki Ale coś ci wyślę, jak upewnię się, że to jest to, co ma być. Lol

    OdpowiedzUsuń
  3. Co za długość... Przesuwałam stronę i przesuwałam i nie mogłam się nacieszyć jego obszernością. Nie chciałam patrzeć na suwak z boku, bo z każdym przesunięciem obawiałam się, że okaże się, że to koniec. Na szczęście nauczyłam się, że notatek Cherry mogłam spodziewać się pod koniec i tak mogłam czerpać radość z czytania czegoś długiego i czegoś naprawdę dobrego.

    Znowu to robisz, znowu jesteś dobra i znowu zmieniasz moje zdanie na temat tego, jak piszesz. To już kolejny rozdział, po którego przeczytaniu uważam, że jesteś jeszcze lepsza, że się rozwijasz. Kurczę, nie potrafię zrozumieć, dlaczego u tak utalentowanej osoby pojawiają się chwile zwątpienia. Tak nigdy nie powinno być, kochanie, i będę Ci to powtarzała zawsze i kazała przeczytać te wszystkie dobre, bardzo dobre rozdziały.

    Chociaż to Cherry jest narratorką tej historii i mogłabym zastanawiać się nad zagadką, którą jest Dylan albo reszta bohaterów, bo o nich jest znacznie mniej, to ja wciąż główkuję nad główną bohaterką, próbuję ją poznać, zrozumieć, rozgryźć, bo właściwie nie zawsze ją rozumiem. I tak jak Dylan uważam, że jest inna, tam w środku. Tylko dlaczego mam wrażenie, że wszystko to, czym emanuje na zewnątrz spowodowane jest tym, że w środku jest całkiem pusta?

    Wciąż pod wrażeniem tego, co nam tutaj prezentujesz, czekam na ósmy rozdział, który cieszę się, że jest już pisany.

    ♥, Oli.

    OdpowiedzUsuń
  4. no no to będzie dziać się nie powiem :D ale reszta nie powiem dziwna jest naprawde nie rozumiem o co im chodzi hm a może na serio coś wiedzą ?? ;/ czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. No i się doczekałam kolejnego odcinka. Tak, tak, tak ;) Sama nie wiem co tu napisać, jak zwykle mnie zaskoczyłaś i to pozytywnie, jak zwykle do niczego nie mogę się przyczepić chociaż nie spodziewałam się, że ten odcinek będzie taki długi, ale niezmiernie się z tego cieszę. Warto to było wszystko czytać, żeby zaspokoić swój głód !
    Co do postaci Dylana hmm jakoś mi się nie podoba, nie wiem czemu ... mam nieodparte wrażenie jakby miał zmienić wiele w tym opowiadaniu ;) Mam nadzieje, że w kolejnych częściach historii więcej się wyjaśni ;) Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. http://newtorislife.blogspot.com/ zapraszam również do mnie na fanfk z JUstinem (:

    OdpowiedzUsuń
  7. Ho, ho, ho.
    Kiedyś coś tam mówiłaś, że byś chciała prezent pod choinkę, ale voila! Oto jestem, mów mi Mikołajka :D Powiem ci szczerze, że całkiem słusznie postąpiłam robiąc sobie takie zaległości, bo teraz miałam te cudoności w pigułce. Idealne lekarstwo na ostatnie dni. Ha.

    W każdym razie chyba nie umiem być obiektywna. Biorąc pod uwagę ich przyszłość. Jestem na etapie uwielbienia Daniela i jego głosu, więc ciężko mi go nie lubić, znaczy Andrew, za to co tu nabroił. No wariat, furiat, ale widzę jego oczęta i… ach. No nie.
    Cherrie, przez te wszystkie zdarzenia, włączając w nie sny, ma teraz strasznie ciężko. Kurczę, wytrzymać psychicznie taką presję, to wcale nie jest łatwe i nie dziwię się, że bywa taka wredna, ale ma fajnych przyjaciół. Już widzę, jak nakreślasz ich role. Szczególnie to widać w przypadku Crystal i Brandy. Ich postawy, sposoby bycia. Czuć sprzeczne emocje.
    Chciałabym zobaczyć, jak to teraz się ułoży, gdy Dylan wkroczył na scenę. Zrobił to mocno efektownie. Wiadomo :D Tu nie ma co się dziwić.
    Znaczy bardzo szybko zakopali topór wojenny. Chętnie poczytałabym jeszcze, jak jej wrzuca. Bo to urocze, jak się tak spierali.
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. Jejku, teen wolf <3
    Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie, dopiero je znalazłam i dosłownie wchłonęłam w przeciągu godziny. Muszę przyznać, że czytałam wiele opowiadań i sama też takowe pisałam, ale to jest jednym z lepszych :)

    Mam nadzieję, że weny i wytrwałości Ci nie brakuję, bo bardzo chciałabym przeczytać kolejne rozdziały :)
    Pozdrowienia, będę tu wpadać xoxoxo

    OdpowiedzUsuń
  9. moge prosic o link do pilotarzowego rozdzialu

    OdpowiedzUsuń
  10. http://two-sided-mirror.blogspot.com/2014/02/pilot.html na przyszłość wszystkie poprzednie działy znajdują się na górze w podstronie o nazwie: Previously. :) (http://two-sided-mirror.blogspot.com/p/last-time.html)

    OdpowiedzUsuń